niedziela, 29 lipca 2012

Brytyjskie ceny jak polskie, troche o jedzeniu i striptiz

Spostrzeżenia z ostatniej chwili :

1. Brytyjczycy są zdystansowani. Potrzeba czasu aby ich poznać, aby się oswoili i weszli w jakieś głębsze relacje z człowiekiem. Zauważam tutaj pewne podobieństwo do Finów, mam nadzieję, że nie potrzeba aż tyle czasu aby  poznać Brytyjczyków.

2. Pewna kobieta objaśniła mi jak odróżniać kluby ze striptizem od zwykłych klubów. Na moje polskie oko to po nazwie nie da się tego za bardzo odróżnić. I tak jednym z przykładów jest "Klub Dżentelmena" , albo "New club with leisure place". W życiu bym nie odgadła, że to kluby ze striptizem.... Ponadto chciałam do jednego takiego wejść (żeby zobaczyć jak wygląda), panowie pilnujący przy wejściu zapraszali mnie z szerokimi i otwartymi ramionami ale chyba raczej do pracy... niż do zwiedzania.

3. Kwestia jedzenia. Jedzonko jest dobre, dużo różnych sklepów i marketów, także z międzynarodowym jedzeniem, a w Tesco i innych międzynarodowych specjalistycznych sklepach, pełno polskich produktów. 
Dlatego też nie mam problemu z dostaniem ogórków konserwowych, flaków, czy polskiego mleka. Występują często różne promocje, a jak produkt ma 3 dni do końca daty ważności to jego cena spada o 50 %. I tak np kupiłam ostatnio 2 butelki 2 litrowe niezdrowej Fanty i Sprite'a za 1 funta = ok.5 zł chociaż data ważności nie była jakaś krótka. Znalazłam przypadkiem inny market, który nazywa się ASDA,  i tam rzeczy są jeszcze tańsze. Powiedziałabym , że niektóre nawet tańsze niż w Polsce. W dodatku to nasze osiedlowe tesco koło domu zrobiło ostatnio takie ogłoszenie, że jeżeli znajdziemy jakikolwiek produkt , który jest w tesco tańszy w innym z 3 marketów (min Asda) i inne których nazw nie pamiętam to należy pokazać rachunek z ceną tego produktu a dostanie się jakiś Voucher do wydania za darmo na produkty w tesco. Hah, nie ma to jak przyciąganie klienta. Myślę, że taka polityka konkurencji działa pozytywnie na klienta, który ma szansę kupować tanio pod domem.



    Jak mi tego Kubusia w Finlandii brakowało ..... ;) Szkoda, że nie ma soków marchewkowych z Marwittu.



4.Ceny wielu produktów są mega niskie. Tak niskie ze w porównaniu do zarobków to chyba ludziom dobrze się żyje.

- Drogi jest transport i wynajęcie pokoju. Nawet wynajęcie mieszkania wydaje się tańsze od wynajęcia pokoju. Ceny są mniej więcej takie same. 

- Rachunki za gaz prąd wodę, mniej więcej takie jak w Polsce. Z tym, że dochodzi podatek lokalny za mieszkanie w ładnej okolicy, czym bliżej centrum tym wyższy...

- Sprzęt AGD, RTV, ubrania, dekoracje, samochody fastfoody, ceny takie jak w Polsce. Jednakże tych rzeczy wcale nie trzeba kupować. Istnieje taki portal jak Freecycle. org, gdzie ludzie oddają za darmo różne rzeczy , których już nie potrzebują, albo które kupili za duże za małe, złe. Można tam znaleźć dosłownie wszystko, zaczynając od mebli, książek, wszelkich pierdółek mikrofalówek , po ubranka dziecięce, dla dorosłych rowery i inne takie. Nawet ostatnio ktoś skuter oddawał. Kwestia tylko taka czy się będzie wybrańcem takiej osoby. Jest też portal gumtree, który funkcjonuje także u nas w Polsce, ale nie w Bydgoszczy jeszcze, gdzie ludzie za symboliczną cenę odsprzedają różne rzeczy. Trzecią możliwością są tak zwane Charity shops, które działaniem są podobne do Second hand shopów ale pieniądze zazwyczaj symboliczne przeznaczają na jakieś cele dobroczynne. Ja osobiście nie byłam jeszcze w żadnym dopiero się dowiedziałam o istnieniu tego, aczkolwiek widziałam po drodze sklep Charity shop dla psów, ale pomyślałam, że zbierają pieniądze na psy a nie że tak to działa właśnie.

- Kupno domu też wynosi tyle ile powiedziałabym mieszkanie gdzieś w okolicach Warszawy.

- Ostatnio też odkryłam, że można samochód wynająć za jakieś 90 funtów tygodniowo. 

- Nie wiem jak w restauracjach bo w niewielu byłam, ale myślę, że tam ceny są troszkę wyższe jednak. 

- Telefony komórkowe są za darmo. Będąc w Polsce chciałam sobie kupić jakiegoś tam najnowszego wypasionego samsunga, żeby mieć i używać też jako nawigacji, skoro się tutaj ciągle gubię. I dobrze, że tego nie zrobiłam. Bo wszelkie oferty jakie u nas znalazłam to były typu telefon - 500 zł i 70 zł abonamentu. Tutaj ten sam telefon dają za darmo w abonamencie 10 - 15 funtów (w przeliczeniu na oko - 10 razy 5 równą się 50 zł )

- Konto w banku też jest bezpłatne, tak samo było w Finlandii i tak samo jest tutaj, tylko u nas w Polsce niektóre banki nadal zdzierają na czym tylko mogą i na każdej pierdułkowej operacji. Ponadto jest milion bezpłatnych bankomatów bez żadnych prowizji i innych takich.

5. Brytyjczycy lubią być skromni. Mam poczucie , że u nas to panuje takie przekonanie, że trzeba się pokazać, trzeba zabłyszczeć, czymś nowszym , lepszym , fajniejszym. Mam wrażenie, że Brytyjczycy raczej mają sentyment to rzeczy starych, przestarzałych. Samochody, które my postrzegamy za lepsze to jest jakieś prawie wyścigowe, jakby popatrzeć na kierowców to tylko obcokrajowcy nimi się poruszają, zazwyczaj ciemnoskórzy. Także na moje pytanie zadane Brytyjczykowi jaki wolałby samochód padła odpowiedz ten starszy, najlepiej ala Syrenka.Motywów takiego wyboru jednak nie udało mi się ustalić.

Budynki w Sheffield niczym zamki


Trzeba na początku wspomnieć o tym, że miasto jest ciekawie położone. Centrum jest tak jakby w dolinie a czym dalej od centrum tym się powierzchnia ziemska wznosi. I tak tereny mieszkalne zazwyczaj znajdują się na wzgórzach. Dzięki temu z wielu miejsc w tym mieście można podziwiać piękne widoczki, na inne domki czy nawet na park narodowy nieopodal.

Istnieje kilka rodzajów budynków. Zaczynając od takich najstarszych zbudowanych z czerwonej cegły, które można podzielic na 2 typy albo nawet 3 typy budowli.


Takie stare budynki, które są zazwyczaj na dalekich obrzeżach miasta, zbudowane z tej czerwonej cegły, są według mnie najmniej atrakcyjnym rodzajem budowli. Piszę według mnie bo Brytyjczycy mają swój własny gust i podejrzewam, że idąc tropem uwielbienia staroci, dla nich takie budynki są wiele warte. Nie drążyłam tematu, gdyż zadając już pytanie czy wg ciebie Brytyjczycy lubią takie stare budynki, zostałam obdarzona cudowną odpowiedzią pod tytułem " Jakie stare budynki ??? " Tak więc czyniąc to gustowne faux - pas, postanowiłam nie kontynuuować i pogarszać jeszcze bardziej sprawy.

Za trochę lepsze według mnie można by uznać takie budynki :

  

A już za budynki lepszej kategorii takie :



Są jeszcze budynki zbudowane z żółto - szarej cegły bądź kamienia. Te mi chyba najbardziej przypadły do gustu.  










 Tak sobie chodząc po tym miasteczku i zwiedzając i podziwiając te piękne budynki, zaczęłam się zastanawiać nad tym kto tam w nich mieszka i jak one w ogóle wyglądają od środku. Normalnie pewnie nikt by mnie nie wpuścił. Przypadkiem wpadłam na genialny pomysł w jaki sposób dostać się do środków tych moich zamków. Zaczęłam przeglądać w Internecie różne oferty wynajmów pokoi i powybierałam sobie kilka które mi się spodobały, właśnie z takich najróżniejszych typów budowli. Ciekawa byłam jak one wyglądają ale też postanowiłam to potraktować jako eksperyment socjologiczny, zobaczyć jacy są ludzie, jacy są Brytyjczycy mieszkający w tych domach i jak się będą do mnie odnosić. A że ze mnie dusza towarzyska to bez problemu wyruszyłam w bój. 

Umówiłam się z ludźmi i zaczęłam spotykać odwiedzając ich domy. Najróżniejsze w różnych zakątkach miasta. Dzięki temu rozpoznałam troszkę teren. Poznałam parę ludzi ale ciekawych okazów było tylko kilka. Poznałam więc szaloną Irlandkę, która wyglądała bardziej na hiszpankę i która śmiała się co jakiś czas tak jakby z automatu nawet jak nic śmiesznego nie mówiłam. Heh.

Poznałam też mężczyznę, który chyba szuka żony, bo był sam, i był mi mega pomocny, chciał mnie przywozić i odwozić i w ogóle co tylko sobie zażyczę, generalnie nie mogłam się z nim dogadać, bo nie rozumiałam za wiele co mówi. O tyle był ciekawy , że jego mieszkanie było najbardziej zbliżone do kategorii mieszkań które występują u nas w Polsce i które było powiedzmy, że w jakimś tam stopniu podobne do mojego.  Czyli w bloku, z garażami na osiedlu z trawkami boiskami śmietnikami umieszczonymi w jednym miejscu i klatką schodową w bloku. 

Ów mężczyzna był na tyle pomocny, że chciał mnie zawieźć do kolejnego mieszkania i nawet jak mu odmawiałam mówiąc, że muszę się skontaktować dzwoniąc do kolejnej osoby go nie zniechęciło. Moje tłumaczenia, że nie chce dzwonić do nikogo bo mam ograniczony budżet na telefon i muszę dotrwać do wypłaty spowodowały, że wyrwał mi kartkę z ręki sam zadzwonił pod numer i podał mi telefon abym porozmawiała. HAH. 

Kolejna właścicielka była emerytką i miała naprawdę wypasioną chatę. Była też interesującą osobą. Opowiadała jak jej mąż dużo po świecie podróżował i po Afryce a ona sama w domu wychowywała dzieci.
Pokazała mi swój zamek, który naprawdę był duży i ładny. Wyglądał mniej więcej tak :





 3 powyższe zdjęcia nie są zrobione przeze mnie bo chyba bym nie odważyła się robić zdjęć czyjeś posesji jak ktoś mi ją pokazuje, ale z ego co widziałam, to szperając w Internecie, można by powiedzieć, że tak wyglądał mniej więcej jeden z 10 pokoi tej kobiety.

Zadziałała też na nią typowa sztuczka autostopowa, której chyba użyłam nieświadomie ( bo już tak mam ją głęboko we krwi) która w skrócie mogłaby brzmieć "ludzie chcą czynić dobra, tak samo jak inni ludzie" albo "ludzie nie chcą być gorsi od innych, nawet w czynieniu dobra" A chodzi o to, że owa dama zapytała się mnie kim był młodzieniec, który mnie przywiózł i czy to mój znajomy. Ja odparłam,że nie , że to poprzedni właściciel mieszkania, które oglądałam przed tym i postanowił być tak miły i zaproponował, że mnie odwiezie. I wspomniałam, że to dobra sztuczka marketingowa.Ona za to postanowiła odwieźć mnie do domu. Dobra moja i tak się wytraciłam na transport publiczny tyle że lepiej nie myśleć.

Inną ciekawą a może trochę kontrowersyjną osobą, była pewna inna kobieta, która na zapytanie o dostępność pokoju zażądała referencji , statusu zatrudnienia, wysokości zarobków i innych danych których się zazwyczaj nie podaje. Odpisałam jej tylko, że napewno będę w stanie zapłącić za czynsz i że jej nie podam, noooo.... i się więcej nie odezwała :)

Ogólnie spodobała mi się ta niekonwencjonalna forma zwiedzania i pewnie będe ją kontynuuować dopóki moja ciekawość nie zostanie zaspokojona. Aż żal, że nie wpadłam na ten sam pomysł w Finlandii.


Update: 27.07


I tak kontynuując moje zwiedzania mieszkań, zadając różne pytania i udając, że chce się wprowadzić doszłam do wniosku, że dom dla anglika odgrywa zupełnie inna rolę niż polski dom, lub jeśli wolno mi porównywać wogole w ten sposób, no może do polskiego domu w moim rozumieniu. A w moim rozumieniu polski dom to taki , który jest ładny pokazowy i na tyle duży aby przyjąć w nim ewentualną rodzinę albo gości. Jest pewnym rodzajem dumy osobistej. 


Brytyjski dom służy głownie do przebywania i spania w nim. Goście są niemile widziani a tym bardziej na noc. Zapytałam się jednej kobiety podczas zwiedzania domu jak się zapatruje na rzecz taką jak przyjmowanie gości na kawę, a ona mi na to że to niby ok, a jak na noc to chociaż nie chciała być nie miła, to wywnioskowałam z jej odpowiedzi, że jednak nie. Bo na noc ? Po co na noc, jak ludzie mają swoje domy to po co nocować u kogoś ? A jak to byłby mój facet ? To też nie bardzo. Brytyjczycy wolą się spotykać w pubach lub gdzieś tam indziej.

 

czwartek, 19 lipca 2012

Komunikacja w stylu brytyjskim

1. Wiele rzeczy jest opisane słowami. Znaki drogowe, ostrzeżenia, zasady. To co mam na myśli najlepiej chyba zobrazują foty. Po co się głowić zapamiętywaniem znaczeń, znaków regułek i sposobów zachowania, skoro można przeczytać. My się ich uczymy i jak wynika z życia rzadko kiedy umiemy zastosować.




To było jak jechałam jeszcze z lotniska z Liverpoolu, Peak District się nazywa to miejsce, bardzo ładny park narodowy. No ale REDUCE SPEED NOW, broń boże później...




Look left, ale może najpierw look down, żeby to przeczytać :) A jak się uważnie przyjrzeć , to po drugiej stronie pasów jest Look right :D




No właśnie... Co autor miał na myśli ?  Taxi Only ? Zbyt oczywiste by było tak oczywiste ?




Można by się pokusić o teorię, że Brytjczycy po prostu lubią słowo " only"  Bishop wyróżniony. Jednego dnia kupię farbę  i na taki miejscu parkingowym napisze " Polish only"  czy cuś....


 Jeśli już mówimy o parkingach.... Dość ciekawe podejście do tych przesłodkich istotek na naszej ziemi... 
Dogu mój drogi jesteś spragniony ? To Nie Sprite, ale WODA przy własnym parkingu ugasi Twoje pragnienie !


I kontynuując wątek zwierząt, moją uwagę przykuł napis na klatce w zwierzyńcu. Najbardziej punkt 7. Kurczę, że to przeczytałam a byłam o włos od tego by spróbować tego jedzenia...
Jako ciekawostkę mogę dodać, że względy higieny i czystości są trochę inaczej traktowane niż u nas. Przy powiedzmy co 3 zagrodzie, był kranik z mydełkiem i prośbą : Głaskałeś zwierzę ? Proszę umyje ręce :)


To znalazłam w dzisiejszym autobusie. Z powodu szybkości nie wyszło za wyraźnie dlatego napisze tu : Please respect other passengers do not place your feet on these seats. To chyba dotyczy tylko tych nad którymi to wisiało, na inne można się rozkładać... hmmm...



No to tyle z ciekawostek informacyjnych, jak znajdę więcej to dodam.


2. Sposób rozmowy.  


Mam wrażenie, że Brytyjczycy mają zupełnie inne wyczucie jeśli chodzi o rozmowę. Z mojej perspektywy wygląda to tak jakby sobie przerywali nawzajem i rozmawiali o zupełnie dwóch niepowiązanych światach. Inaczej wyglądają te rozmowy między obcokrajowcami a inaczej miedzy obcokrajowcami a anglikami. Wygląda to mniej więcej tak. Powiedzmy siedzi sobie grupka osób przy stole i jedna osoba zaczyna mówić o książkach, obcokrajowcy ( w rozumieniu wszyscy my-nie anglicy) kontynuują rozmowę o książkach, być może przechodzą na wątek filmu nakręconego do książki, bądź do samych bohaterów aktorów, itp itd. Niemniej jednak wszystko ma ze sobą powiązanie. W brytyjskim wydaniu zaczynam mieć odczucie, że wygląda to mniej więcej tak. Jedna osoba mówi o książkach , Brytyjczyk zaczyna o efekcie cieplarnianym, trzecia osoba nie wie co o tym ma powiedzieć więc mówi o tym jak jej roślinka się połamała i o jejeje. Obcokrajowiec (nie anglik) znajdując się w takiej sytuacji jeszcze ma wyczucie, że pomimo że zostało mu przemówienie przerwane stara się wrócić, i kontynuuje o książkach, nagle ktoś zaczyna o chorym kotku, obcokrajowiec wraca do książek... I tak w kółko panie pierdółko.Pocieszne to :) Jednak muszę się bliżej przyjrzeć temu zjawisku. 


Poza tym, mam wrażenie że brytyjski angielski brzmi nieco pretensjonalnie, to tak jakby wczuć się w osobę, która nie zna języka i posłuchać samej tonacji, wydźwięku to można by wywnioskować, że ta osoba ciągle narzeka albo się usprawiedliwia albo oczekuje wsparcia mentalnego.

środa, 18 lipca 2012

Pierwsze wrażenia z mentalności angielskiej

Postanowiłam kontynuować moje spostrzeżenia kulturowe na tym blogu. 
Tym razem dotyczą życia w Anglii a mianowicie w Sheffield, czyli w północnej Anglii. 
Dowiedziałam się też, że północna Anglia różni się bardzo mentalnością z południową (czytaj Londyn) ale sądzę, że jest to tak jak w każdym państwie, gdzie ludzi ze stolicy się uważa za ważniaków. 

Moje pierwsze spostrzeżenia na szybko. 

1. Ludzie tutaj są bardzo przepraszający. Przepraszają za wszystko, że nie udało im się czegoś zrobić, nawet za to że kaszlą. Jakie to ciekawe, jakby porównać wolność zachowania w Finlandii gdzie ludzie się w ogóle nie przejmują takimi sprawami i sobie kaszlą i prychają na prawo i lewo a taką Anglię, gdzie czują się winni za to. I tak jadąc z lotniska , mój kierowca za każdym kaszlnięciem przepraszał mnie. Ja będąc trochę podchorwana kaszlałam sobie co nie miara i tak dla odmiany nie przepraszałam. 
Nie wiem ale coś mi się wydaje, że tak samo jest z głośnym ziewaniem.

2. Niektórzy obcy ludzie są niesamowicie otwarci.Po przyjeździe w słoneczny dzionek poszłam się przespacerować do parku. Parę razy zostałam zaczepiona przez mężczyzn, którzy albo się ze mną witali albo pytali co porabiam, jak mi się opala/odpoczywa / siedzi.

3. Zdystansowanie. To powyżej trochę mi  nie gra z totalną odwrotnością w zachowaniu innych Brytyjczyków. Mam takie poczucie, że jak na pierwszy kontakt są oni dość zdystansowani. Co ciekawe nie utrzymują kontaktu wzrokowego ( czyżby podobieństwo do Finów ?) Myślę, że potrzeba trochę czasu aby się oswoili.

4. Ludzie wspierają inicjatywę obywatelską. Objawia się to w różnych formach, zaczynając od znaków  informacyjnych przestrzegających przed złodziejem, coś w stylu "uwaga tutaj działa osiedlowy podgląd złodziei" po informacje na kościele, która znalazłam i wydała mi się komiczna typu : Jeśli zauważycie vana z mężczyznami którzy chcą instalować coś tam gdzieś tam w takich a takich ubraniach to oznacza, że są to złodzieje któzy ostatnio tutaj grasują, dzwońcie! Firma w której pracuje także wspiera różne akcje charytatywne i inne takie. Uważam, że to bardzo pozytywna sprawa i krok w stronę budowania świadomość, że to ludzie mają pomagać ludziom, a nie rząd zabierać kasę i rozdawać ją komu chce.



5. Szacunek do starych rzeczy. Brytyjczycy niczego nie burzą, żadnego starego domu, mają poszanowanie do rzeczy starych zniszczonych tj mebli urządzeń, które my byśmy nazwali raczej ruderami i przeżytkami. To ma swój klimat, dzięki temu mogą pamiętać o przeszłości. I pomimo że dla ludzi taki budynek jest brzydki to państwo zabrania burzenia go. Pomijając już moje skromne spostrzeżenia, że dla mnie większość budynków wygląda jak takie mini zamki zbudowane z czerwonej cegły bądź szaro żółtej. Wiele budynków ma wiktoriańskie okna i dodatkowe frontowe drzwi, które kiedyś miały służyć odbieraniu jakiegoś mleka czy innych rzeczy dostarczanych do domu przez woźnice. Bogatsze posiadłości znajdują się rzeczywiście w takich większych zamkach. Ale jakby nie spojrzeć na budownictwo, to jest ono zróżnicowane. 







niedziela, 15 kwietnia 2012

Oznaki mojego nieprzystosowania

Kiedy się przyzwyczaiło do innej kultury, innych reguł innych zasad życia, trudno jest powrócić do dawnych, tym bardziej jeśli te dawne nie są lepszymi z dwojga. 
Mam w sobie jeszcze kulturę fińską, i przebywając z ludźmi bądź czyniąc coś, doświadczając jakichś bodźców uświadamiam sobie, że to jest jednak inaczej. Zachowanie które ja prezentuje, bądź które ktoś inny reprezentuje często gęsto wywołuje u mnie poczucie zdumienia.


Podobno proces powrotnego przystosowania się do kraju to 7 miesięcy. No i cóż trochę tu jestem i dopóki nie spotykam się z ludźmi to jest dobrze, nie widać różnicy. Życie spokojnie płynie. Kiedy spotykam się z ludźmi i robię mniej więcej to samo co robiłam przed wyjazdem, ku mojemu zdziwieniu moje reakcje są inne.


Dzięki bogu jeszcze są obcokrajowcy z którymi póki co, czuje się mentalnie związana bo oni też czują się  tak trochę wyobcowani jak to za granicą.



Parę spostrzeżeń z ostatnich czasów :



1. Stałam się bardziej zdystansowana do ludzi i nie odkrywam się tak od razu, nie mówię kim jestem i co robię. Nie posiadam potrzeby chwalenia się. Ale prawdy ukryć też nie potrafię. Jednym słowem jestem bardziej szczera niż byłam przedtem. 


2. Nie jestem asertywna. Zawsze mnie zastanawiało dlaczego Finowie nie potrafią odmawiać wprost, tylko zazwyczaj w domyśle. Zawsze mnie to denerwowało. Oczywiście wszystko zależy od człowieka bo jeden mniej drugi bardziej dostosowywał się do tego co robi większość, tak jakby rezygnując z samego siebie, nawet jeśli czasami im to nie odpowiadało. Finowie wychodzili z założenia, że lepiej nie wywoływać konfliktów i unikać problemów.
I tak jak mój brat zauważył, zawsze jak wracam z Finlandii to jestem na początku w dość dziwny sposób miła, a potem pod względem naturalnych procesów socjalizacyjnych dopasowuje się po troszku do otoczenia. I tak na początku byłam mega miła i serdeczna i nie odmawiająca niczego i nikomu. Ale chyba u nas taka postawa nie ma bytu niestety... jeśli chodzi o kontakt z niektórymi osobami.


3. Moja strefa osobista i intymna się zwiększyła. W komunikacji niewerbalnej strefa intymna zazwyczaj wynosi 0,5 m a osobista do 1,2.  Finowie mają większą potrzebę dystansu. A ja teraz jakoś mam takie poczucie, że obcy ludzie nie powinni mnie osaczać na mniej niż 1 metr, i chodzi tutaj bardziej o tłumy niż jedną osobę. Jakoś wcześniej mi to nie przeszkadzało. W Polsce chodziłam na imprezy gniotłam się pomiędzy ludźmi i tańczyłam rozpychając się umiejętnie łokciami. Teraz gdy poszłam ze znajomymi na imprezę, wytrzymałam w takiej sytuacji może 5 minut. Po chwili po prostu zaczynałam czuć narastającą irytację tego że ludzie tego nie wyczuwają, że powinni się ode mnie troszkę oddalić a nie przytulać się, przepychać a nie daj boże dotykać czy odpychać. W Finlandii ludzie instynktownie tworzą więcej przestrzeni wokół siebie, kiedy się jest w sklepie czy stoi w kolejce, sami się odsuwają na większą odległość nie wymagając ustnej prośby.  W Polsce to nie działa. To ciekawe jest, że stojąc przykładowo w Helsinkach na bazarze oglądając jakieś rzeczy pewna Rosjanka ( o strefach i zachowaniu zbliżonym do naszego słowiańskiego stylu) przeszła tak blisko mnie i Fina, że on zaniepokojony zwrócił na to uwagę pytając się mnie dlaczego ona tak blisko nas przeszła, aż prawie dotknęła, żeby dokonać zakupu. Mi to oczywiście nie zrobiło różnicy wtedy bo byłam do tego przyzwyczajona, więc tym bardziej jestem zdumiona, że nagle teraz mi to przeszkadza. Być może, taka sytuacja powtarza się dość często, bądź trwa zbyt długo.


4, Unikanie kontaktu wzrokowego, typowe dla Finów, nietypowe dla mnie. Nie wiem czemu ale tyczy się to głównie mężczyzn z którymi rozmawiam. Zauważyłam, że jak rozmawiam z którymś to patrzę się wszędzie indziej a nie w oczy. Chociaż wskazane jest aby spoglądać na człowieka co jakiś czas, to wykonuje to chyba tylko mechanicznie wiedząc, że tak powinnam robić, bardziej jak robot, niż że to wypływa naturalnie.


5. Z drugiej strony takie przeciwieństwo, gdzie w Finlandii każdą płeć traktuje się na równi ma się zarówno kolegów i koleżanki i z tym i z tym można iść na piwo na kawę do kina. U nas wyjście z facetem to prawie randka. Niewielu jest mężczyzn którzy się przyjaźnią z kobietami a jeśli chodzi o rozmowę to raczej kobiecie nie wypada się narzucać. No i cóż ? Ja robię całkiem odwrotnie wraz z moimi fińskimi przyzwyczajeniami.Ciekawe ile czasu potrzeba mi jeszcze na powrotne przestawienie się.


6. Niektórzy ludzie tutaj nie wierzą w siebie. To mnie strasznie oburzyło. Jak to możliwie, że ludzie w Polsce, niektórzy Polacy mają tak niskie zdanie o sobie. Wielu uważa się za nic nie wartych robotników, wykorzystywanych i tępionych i raczej wynika to z ich własnego mentalnego nastawienia niż z właściwej rzeczywistości. Spotkałam dziewczynę, która nawet powiedziała, że jak bywa za granicą to wstydzi się mówić, że jest polką. A przecież my tacy źli nie jesteśmy , biedni już też nie :)


7. W Finlandii ludzie mają dumę. W Polsce martwią się o pieniądze. Tego też nie mogę zrozumieć. Gdzie się nie spojrzy to tam pieniądze, pieniądze, pieniądze.... więcej zarabiać, kupować mniej, iść do sklepu x nie y bo tam coś jest za 3 złote mniej i to jest straaasznie opłacalne. Ludzie są oszczędni do przesady i myślą raczej o tym jak się wzbogacić, niż o tym, ze pieniądze są tylko środkiem a nie celem samym w sobie. Myślę, że we mnie pozostało jeszcze trochę takiej dumy, raczej myślę o tym jak sobie dogodzić, i czy mi jest dobrze a nie czy mam wystarczająco dużo na koncie.Ta fińska duma, też może wynikać z tego, że Finom nigdy tych pieniędzy nie brakuje, bo jak nawet nie zarabiają to mają pieniądze na życie z funduszu socjalnego. Płacą wysokie podatki za wszystko ale kiedy znajdują się w złej sytuacji państwo im zawsze pomoże. Dlatego też nie ma tam biednych finów, czy bezdomnych, bo każdy na życie ma. Żyją oni bardziej w stylu "carpe diem" , my żyjemy bardziej w stylu "ojej ojej... jutro nie będzie co jeść, ojej coś oszczędzić, schować, zainwestować, bo nie będzie na przyszłość" Póki co moje życie w stylu "Carpe diem" jakoś wychodzi tu i staram się cieszyć każdym przeżytym dniem, cieszyć się z kwiatów rozkwitających za rogiem , ptaków śpiewających za oknem i słońca świecącego (bo ludzie nie zdają sobie sprawy z istoty rzeczy, dopóki jej nie zabraknie, a w Finlandii słońca jest niewiele).


8. Mężczyźni stawiają....przynajmniej drinka. No tak odzwyczaiłam się od tego, w Finlandii każdy sam sobie wszędzie. 


9. Słowo "Kurwa" irytowało mnie straszliwie na początku, (nie słyszałam tego w ogóle) teraz trochę już mniej, ale nadal "zajebiście", "pojebało" i inne typu takie mnie jeszcze szokują.


10. Brak życzliwości... Nie to że jej nie ma, ale nie wszyscy potrafią być tak życzliwi jak Finowie zdają się być. Dawniej określiłabym fiński poziom życzliwości jako "miły aż do zwymiotowania". Po jakimś czasie stał się normą dla mnie, a teraz mi tego brakuje czasami.
11. Ludzie myślą, że jak się mieszka w zimnym kraju to jest się odpornym na zimno. A to jest dokładnie odwrotnie, jest się wychłodzonym. I tak ja nie odczuwam ciepła, niektórzy przy lekkim cieple są w stanie rozebrać się jak do lata, a ja nadal pomykam w kozakach.


12.Problemy z językiem polskim. Niby nie uświadomione, ale czasem nawet jak chce coś powiedzieć, to mi przychodzi do głowy po angielsku, a po polsku przyjść nie chce, a potem to już pobite gary. Albo mam pytanie i je układam po angielsku, a potem uświadamiam sobie, że powinnam je zadać po polsku. Czasem też zdarza mi się coś powiedzieć i jestem przekonana, że to to coś co miałam na myśli a okazuje się być czymś zupełnie innym.


13. Życie w zieleni wyostrza zmysły (Finlandia to kraj lasów i jezior) i tak rzeczywiście teraz tutaj doznaję bodźce ze świata zewnętrznego intensywniej.


14. Polski nauczyciel ucząc pokazuje co sam umie,(aby się popisać swoją wiedzą) fiński  nauczyciel stara się pokazać, że ty dużo umiesz pomimo że nie umiesz, i jak skończy się polska lekcja to masz świadomość, że musisz w domu przysiąść i jeszcze raz wszystko sam przerobić, jak kończy się fińska lekcja to wychodzisz nauczony.


15. Siedząc na kursie w sali otwartym oknem i słysząc nieustające ryki samochodów przypomniało mi się miasteczko Rovaniemi (przy kole podbiegunowym) w Finlandii, w którym nauczyciel na pierwszych zajęciach otworzył okno i stwierdził " Posłuchajcie, co słyszycie ? Nic ? A właśnie to jest piękno tego miejsca, nic nie słychać poza szumem sosen." I tak jak siedziałam na tych zajęciach i słuchałam tych ryków zza okna uświadomiłam sobie, że czasy bezwzględnej ciszy i spokoju ducha przeminęły.


16. Polskie słońce czuć na skórze, czuć ciepło tak jakby przykryto mnie jakąś folią, fińskie słońce grzeje, ale nie czuć go praktycznie na skórze, nie ma poczucia spocenia. Zresztą trudno to określić słowami. Finlandia znajduje się bliżej dziury ozonowej, skóra jest pod większym zagrożeniem. I tu nie chodzi o opalenie się, bo to jest możliwe także, ale raczej o spalenie skóry. Być może fizycznie tego nie czuć, ale latem w Finlandii ludzie raczej unikają słońca, niż tak jak my wystawiamy się na każdy promień by mieć lepszą opaleniznę. Oczywiście bez przesady nikt nie chodzi w kożuchach czy innych by się ukryć przed słońcem. Myślę, że skóra Finów nie jest przystosowana do nadmiernego nasłonecznienia i jest bardziej podatna na zniszczenie ze względów chociażby bliskości dziury ozonowej.


17. Warunki pracy Finowie mają rewelacyjne. Otrzymują wszystko od zakładu pracy i to tak, że nie potrzebują martwić się o robienie zapasów czy zakupów czy innych spraw.  W ogóle Skandynawia jest nastawiona na człowieka bardziej, a my na zysk. I zawsze myślałam, że to jest takie cudowne. Pracownik dostaje wszystkie urządzenia biurowe i przydatne do pracy typu telefon, Internet do domu, a i posiłki są sponsorowane.Ogólnie dogadza się bardzo ludziom. Ale teraz myślę sobie, że to wynika ze specyfiki warunków klimatycznych i trudności życia tam.  Bo...

Kiedy zaczynałam się uczyć żyć tam to oczywiście powielałam wzorce moich rodziców, czyli chodziłam na zakupy raz w tygodniu, kupowałam dużo jedzenia mroziłam bądź przygotowywałam by potem w ciągu tygodnia móc z łatwością coś przygotować czy zjeść. Ten system jednak nie działał, bo fińskie jedzenie jest inne. Jest bardziej ekologiczne i świeże, nie pasteryzowane i nie tak chemiczne jak nasze. Nie można przechowywać większości produktów dłużej niż 2 dni, nawet w lodówce. A ja z racji stylu mojego życia tam nie byłam w stanie chodzić co 2 dzień do sklepu i robić zakupy  by potem to przygotowywać. Po prostu nie było czasu na to aż tyle. Dlatego też (co mnie wcześniej dziwiło a teraz zaczynam rozumieć) w sklepach jest większość produktów gotowych. Wystarczy kupić kawałki mięsa pocięte w jakimś sosie doprawione i już gotowe tylko wrzucić na patelnie.I w większości sklepów przeważa takie jedzenie. Kupienie mięsa na wagę to nawet w Helsinkach było możliwe po głębszych poszukiwaniach odpowiedniego sklepu.

Kiedy odwiedzili mnie rodzice po jakimś pół roku mojego bytowania tam, przywieźli mi cały samochód zapakowany w polskie jedzenie. A przynajmniej w polskie mleko. Znajomi Finowie dziwili się skąd my takie mleko mamy, które pół roku ma datę przydatności. I chociażbym nie wiem jak bardzo się starała szukała i jak bardzo mi pomagali znaleźć fińskie pasteryzowane mleko UHT, nie znalazłam takiego co by miało datę przydatności większą niż 3 dni, pomimo że UHT dało się znaleźć.A i smak też był inny. I tak stało sobie to polskie mleko u mnie kolejne pół roku i się nadawało do picia przez cały ten czas.

I tak mnie teraz oświeciło, sprawa jedzenia jest bardzo trudna w Finlandii, trudne warunki, nie ma pól, zbóż i upraw, większość jest sprowadzana ze Szwecji lub Estonii lub innych krajów. A czym wyżej na północ tym to jedzenie jest trudniej dostępne, i droższe z racji transportu. Większość jest przygotowywana na gotowe a to oznacza też pewien brak smaku. Dlatego też w pracy umila się ludziom życie i funduje się im jedzenie w takich stołówkach. Ja też się zawsze stołowałam w nich podczas studiów i szczerze powiedziawszy jedzenie tam mi bardziej smakowało niż to kupione i przygotowane ze sklepu. Nie wspominając, że cena posiłku ze stołówki była polska (jakieś 2-3 euro) a ilość - bierz ile chcesz, czyli tak zwany szwedzki stół,  a cena ze sklepu była kosmiczna, bo za mały kawałek mięsa w sklepie się płaciło 4-5 euro.


 W razie innych spostrzeżeń ciąg dalszy nastąpi...

poniedziałek, 9 stycznia 2012

Praktyczność w wykonaniu fińskim

Kocham ten kraj porośnięty świeżymi sosnami i posypany talkiem. Kraj z liczbą jezior i wód większą niż liczba ludzi go zamieszkujących. Jedną z rzeczy którą wyjątkowo ubóstwiam w tym kraju spokoju i harmonii jest praktyczność tych niesamowitych ludzi. Przyglądałam się i przyglądałam najrozmaitszym rozwiązaniom funkcjonalnym. Ta funkcjonalność jest bardzo cennym nabytkiem kulturowym Finów. Ich umysły są zaprogramowane tak jak IKEA, chociaż nie jest ona z pochodzenia fińska a z sąsiadującego kraju do którego należeli wcześniej zresztą. Oni są tak praktyczni, że nie mają problemów w adaptowaniu nowych sprzętów i rozwiązań do życia i kultury, przynajmniej wtedy gdy są one efektywne i oszczędzają ludzki czas i pieniądze. Nie trzymają się kurczowo starego znanego sposobu, nie boją nie nowości, jeśli zauważą, że coś jest lepsze, lepiej się sprawdza przyjmują to do siebie. Koniec i kropka.

Zjawisko to jest niespotykane w innych miejscach, ludzie przywiązują się do tradycji, do sposobów wykonywania, znają je. Pomimo że nowe rozwiązanie jest o niebo lepsze i oni to widzą, to i tak przystają przy swoim, a po co zmieniać skoro ówczesne rozwiązanie nadal się sprawdza ?

Zastanawiające są niektóre rozwiązania i dlaczego nie można ich za adoptować u nas w kraju ? Za kosztowe? Ludzie boją się zmian. Nie ma czasu na zawracanie sobie głowy ? Czy boją się być inni, inni w znaczeniu oryginalni ?

Niektóre wynalazki były dla mnie o tyle nowe, że musiałam wręcz nauczyć się ich wykonywania, musiały mi wejść w nawyk. 

Poniżej postanowiłam zrobić listę :

1. Jedną z najbardziej cudownych wynalazków pod słońcem jest budowa zamka do drzwi. Mam świadomość, że zapewne nie jest to rzecz jakaś uniwersalna gdyż nie mieszkałam w więcej niż w dwóch mieszkaniach w Finlandii, ale zarówno w Rovaniemi jak i w Vaasie panował ten sam system.  Klucz był jeden, a pasował do drzwi wejściowych głównych, do drzwi od pokoju, do pralni jak i do skrzynki na listy. Co ciekawe jeden klucz pasował tylko do jednego pokoju mieszkalnego a do innych nie. Moje współlokatorki mogły wejść do domu ale nie do mojego pokoju, mogły otworzyć skrzynkę na listy pralnię, ach i jeszcze drzwi w drugim budynku w którym znajdowała się też sauna dla nas, tak więc drzwi od sauny. Jakby tak podliczyć to dzięki jednemu kluczowi mogłam otworzyć 8 par różnych drzwi. 


2.  Prysznic i sauna

Zupełnie inne rozwiązanie niż u nas. Brak wanny która zajmuje nie wiadomo ile miejsca w łazience.  Prysznic może być przenośny, jest on tylko zwykłą rączka czy wężem i zazwyczaj ma lub nie jakąś zasłonę. Można go umieścić w każdym dogodnym miejscu łazienki. Nie trzeba go umieszczać w wannie jak to jest u nas bo tam leje się wodę na kafelki którymi jest wyłożona ziemia, wygląda to mniej więcej tak samo jak prysznice na basenach, aczkolwiek ja się dziwnie czułam nie biorąc prysznica w wannie, a już w ogóle nie mieć możliwości położyć się w wannie. Kiedy zostałam zaproszona do różnych mieszkań fińskich także zauważyłam brak wanny. Chyba nie jest to ulubiona rzecz finów i nie znają rozkoszy relaksowania się przy świecach i pachnących olejkach w w wannie. To im zastępuje sauna i ona jest jakby głównym punktem każdej fińskiej łazienki. Ma ona piec na który się leje wodę z kranu wzięta do balii aby para buchała i nas roztapiała. Do takiej balii można nalać parę kropelek olejku i wtedy mamy gotową inhalację. Najpopularniejszymi są zapachy: Eukaliptus, który pachnie jak nasz olejek do inhalacji, który czasem nasze babki stosowały na udrożnienie dróg oddechowych, bądź tez smaruje się nim człowiek, kiedy go boli ucho, na rozgrzanie. Inne zapachy to mięta, las sosnowy oraz smoła drzewna. Zapach smoły został mi polecony przez Finki jako doskonały wabik na mężczyzn. Tzn. został mi użyczony szampon do włosów o zapachu smoły i tak raz przemyłam sobie nim włosy i "zwabiałam gdy włosy potargał wiatr...". Zapach jest śmierdzący i okrutny, pachnie mniej więcej tak jak zapach palonych liści na działce z połączeniem zapachu z kiełbasek na grillu. Jednakże Finom bardzo to odpowiada. Historia powiada, że smoła była postrzegana przez nich jako źródło uzdrowienia na wszelkie choroby w dawnych czasach. I nawet takie narodowe powiedzenie istnieje, które mówi, że " Jeśli sauna , wódka i smołą drzewna nie pomagają, choroba jest nieunikniona" Okazuje się, że w dzisiejszych czasach także używa się smoły drzewnej w fińskiej medycynie tradycyjnej z powodu jej mikrobiologicznych właściwości.


2. Kolejnym praktycznym urządzeniem,którego u nas się nie stosuje jest "suszarka podłogi" bo nie wiem jaką inna nazwę temu nadać. Cała łazienka jest w płytkach, prysznic i woda leci na te płytki i często, gęsto cała łazienka jest zalana wodą. To też ciekawe, że np u mnie w domu stosuje się najrozmaitsze sztuczki aby uchronić podłogę łazienkową od zamoczenia, a tam to jest na porządku dziennym. No i kiedy już wzieliśmy ten prysznic, pełno wody na ziemi, to bierzemy taka suszarkę podłogową, i przesuwamy naszą wodę do studzienki - takiej dziury w podłodze, gdzie woda uchodzi. Podłoga tak wytarta wysycha po jakimś czasie.




3. Szczotka do naczyń uczyniła też niemałe zaskoczenie. Pomijając naszą zmywarkę, która myję wszelkie talerze garnki i inne a przechodząc do ręcznego mycia prostokątną gąbką. W Finlandii używa się szczotki, chociażby po to aby nie trzeba było moczyć rąk i niszczyć mydłem czy detergentami. Powiem szczerze, że nie umiałam się tym na początku posługiwać, ale z biegiem czasu wydało mi się to bardzo ciekawym i wygodnym rozwiązaniem. Przy czym oprócz zwyczajnego brudu z talerza, można też odwrócić szczotkę na drugą stronę gdzie znajduje się specjalnie wyprofilowany kształt, coś ala skrobaczka aby sobie poradzić z bardziej zaschniętym brudem. Szczotka występować może w wersji zwyczajnej(poniżej)bądź elektrycznej(na prawo). Elektrycznej osobiście nie próbowałam a zwyczajna służyła mi długo.


4. Szafka okapowa na talerze. Niby rozwiązanie podobne do naszego, gdzie znajduje się szafka nad umywalką, jednakże zostawia się dziurę w niej od spodu tak aby talerze mogły okapywać do umywalki. Nie wiem jak u innych ale u mnie dawniej to podstawiało się taką płytkę pod ten okap aby woda na to okapywała właśnie a nie do umywalki. I tak w sumie to nie wiem jaki był tego sens, bo pamiętam, że z ta podkładką były same problemy, albo trzeba było ją co jakiś czas opróżniać z tej wody a po jakimś czasie robiła się brzydka i brązowiała od różnych pierwiastków i elementów znajdujących się w wodzie. Taka szafka w wydaniu fińskim miała jeszcze jedno praktyczne zastosowanie, gdyż, można było od jej spodu na szczebelkach zawiesić szczoteczkę do naczyń za uchwyt który zazwyczaj posiadała.(ta powyżej nie posiada uchwytu) Było to bardzo wygodne.

5. Elektryczny otwieracz do butelek 




6. Coś a la garnek do gotowania jajek. Można ugotować 6 jajek na raz, bez poparzenia się i zbędnej wody a w dodatku ustawić jak bardzo ugotowane jajko ma być, na twardo na miękko czy coś pomiędzy.


7.Psia myjnia lub myjnia do butów.
Może być wykorzystywana do czyszczenia błota z butów lub dla psa.

   
9. Wycieraczka do butów wersja fińska. Nie spotkałam się z tym urządzeniem w Helsinkach czy w Vaasie czy innych fińskich miejscowościach, jednak w Rovaniemi był z niej dobry użytek. Dwie szczotki jakby wzięte od miotły a w środek wkłada się swojego buta, czyści nie tylko podeszwę ale też i boki zabłoconych lub ośnieżonych butów.




10. Artykuły odbijające światło na zimę
Ludźmi rządzi lęk, w Finlandii poziom lęku i niepokoju zdaję się być wysoki. Są przeczuleni na punkcie bezpieczeństwa. Zimą, kiedy światła dziennego jest tylko parę godzin (w Vaasie było to w grudniu od 11 - 14) zupełnie nic nie widać. Należy nosić wtedy wszelkiej maści reflektory i w różnych miejscach, z przodu , z tyłu , na plecaku, na psie jak się go ma, pomocne są tez takie ubrania które mają rejony odbijające światło. Ja także, zaopatrzyłam się w jeden, nabyłam pieska i tak z nim chodziłam po ciemnościach :)

                                                 Takie muminkowe stwory....

                                                     Sarenki czy inne zwierza...

                                                        Do wyboru do koloru...
                 Na celu miało to takie dobicie światła dla kierowcy.. aby widział iż coś tam się rusza...


W okresie zimowym, także w szkole podstawowej dzieci, wychodząc na przerwę obowiązkowo na podwórko aby się dotlenić, zakładały takie kombinezony odblaskowe, po to aby nauczyciel je widział, a także samochód. Prawdopodobieństwo wypadku jest tam znikome, więc sądzę, że raczej chodziło o to że dziecko mogłoby się zgubić w ciemnościach.

11. Życiodajna energia dla pana samochodzika - widziana także w Norwegii
Czyli nic innego jak podłączanie się do specjalnych skrzynek gdzie można sobie naładować samochodzik, kiedy jest wyjątkowo zimno.




12. Kolce w oponach
Aby można było użytkować samochód cały rok, należy zmienić opony na zimowe, ale tak z kolcami. Tak samo z rowerem. Mój rower od momentu zakupu miał kolce w oponach więc nie musiałam się tym martwić. Latem jeździło mi się po asfalcie głośno a zimą po lodzie nawet przyczepniej niż na nogach. Często gęsto bałam się nawet z niego zsiadać bo zaliczałam glebę idąc gdzieś piechota po śliskim lodzie, a na rowerze nie było źle, wypadków zaliczyłam może tylko dwa, gdy nie opanowałam jeszcze do końca skręcania przy zwiększonej prędkości na lodzie...no i kolce nie wykazały przyczepności odpowiedniej. Kolce to te małe srebrne punkciki.





12. Fińska deska do krojenia a la szuflada

 
Deski z którymi ja się spotkałam wyglądały trochę inaczej. Zarówno w Rovaniemi jak i w Vaasie były to szuflady wyglądające jak ta na zdjęciu jednakże miały gładką płaską powierzchnie w środku. Na początku wydawało mi się, że ta szuflada została tylko włożona do szafki aby wypełnić puste miejsce, bo miała ona mniejszy rozmiar, jednakże po jakimś czasie ktoś mnie oświecił, że to służy do krojenia. Nie wiem do dziś jak tego się używało, bo było to niewygodne, kombinowałyśmy z dziewczynami na różne sposoby, aż w końcu doszłyśmy do tego, że wyciągałyśmy tą cała dechę z szuflada i kładłyśmy na blat. To zdjęcie dopiero teraz mnie oświeciło trochę, że na miejsce tej płyty która się znajdowała w naszej szufladzie a tutaj na zdjęciu są jakieś patyki tylko, należało położyć kolejną deskę i po prostu zaoszczędzić miejsca i brudu na blacie... A my takie mądre byłyśmy i żeśmy kroiły na drewnianym blacie szuflady...A potem brudu się nie dało nigdy do końca zmyć. Nie ma to jak nasze nie praktyczne myślenie :)))

13. Nóż do sera
 


To urządzenie ma szczególną wartość w moim sercu. Pamiętam jak na jednym z pierwszych spotkań towarzyskich z finami odkryłam jego cudowne działanie i przez cały wieczór nie mogłam się go pozbyć z moich rąk. Kroiłam ser i go zjadałam albo kroiłam temu kto tam chciał, tak mi się to spodobało :) Nawet usiłowałam się nauczyć jak jest nóż do sera po fińsku powtarzając sobie to słowo po fińsku i muszę stwierdzić, że zaczęłam chyba od najtrudniejszego, dla ciekawych - Juustohöylä :)

piątek, 6 stycznia 2012

Zazdrość , zawiść i "muszę być lepszy" po fińsku

Finowie to ciekawy naród. Z moich obserwacji wynika iż są powściągliwi emocjonalnie i rzadko kiedy wyrażają opinie. Można uznać więc, że wszystko im pasuje. Skrywają pewnie urazy, bądź nie postrzegają pewnych rzeczy jako negatywne, do tego jeszcze nie doszłam. 

Zauważyłam jednak jedną dość istotną cechę która drzemie w tych niesamowitych ludziach. Brak emocjonalności może wychodzić na dobre, jeśliby popatrzeć z punktu widzenia kontaktów międzyludzkich. Mianowicie stwierdzam fakt - wszyscy ale to absolutnie wszyscy są mega mili dla siebie. Może to wynikać z dwóch czynników. 

a) w mniejszych miejscowościach z racji mniejszej ilości osób, a zatem mniejszych możliwości zdobywania znajomych po prostu nie można wybrzydzać i należy kolegować się ze wszystkimi, a przynajmniej być na stopie pokojowej. Finlandia to tak mały kraj, że można by ją nazwać globalną wioską, zawsze mnie dziwiło,gdy ktoś się mnie pytał czy znam Pana X czy Y z innego fińskiego miasta :) (Ja nie znam z tego miasta-miasteczka wszystkich a co dopiero z innych myślałam wtedy, no ale jednak da się) 

b) kontakty społeczne między ludźmi nie należą do najłatwiejszych. Aby poznać fina czy finkę trzeba poświęcić trochę czasu na wspólnych pogawędkach, spotkaniach i różnych aktywnościach. Polacy także z początku są nieufni i nie da się po pierwszym drugim czy kilku spotkaniach stać się znajomym. Jednakże jeśli chodzi o naszą polską kulturę w poznawaniu finów różnica nie jest aż tak znaczna jak dla amerykanów. Jak jeden Amerykanin stwierdził, u nich w kraju to człowieka po 2 dniach znajomości można poznać na wskroś, a z finem to po roku nawet trudno.


Ośmielę się stwierdzić, iż powyższe czynniki mogą wpływać na miłą mentalność fińską. Bo.... skoro tak trudno poznać Fina, to znaczy nie wie się za wiele o nim na samym początku to lubi się go zazwyczaj za to jakim jest. Skoro nie ma wielu Finów to lepiej kolegować się nawet z tym najmniej fajnym bo kto wie czy go zaraz nie spotkam za rogiem. 

Ja osobiście mieszkając w dużym polskim mieście, kiedy pojechałam do mniejszej mieściny fińskiej jakby przeniosłam na początku swój taki wielkomiejski stosunek do ludzi, a przy tym sądzę, że wielu taki ma mieszkając w mieście gdzie znajomych do wyboru i ludzi jest tyle że trudno zliczyć na palcach. Na samym początku miałam dość chłodny stosunek do osób - finów, których mniej lubiłam. Jeden mnie nawet tak strasznie irytował, że po wielkomiejsku postanowiłam go unikać. Jednakże po jakimś czasie spostrzegłam, że (przebywając w gronie finów i finek) tylko ja mam taki stosunek i taką różnorodność lubienia i nielubienia ludzi. I nawet okazało się, że wielu znajomych zna mojego irytującego fina, i co więcej przypadkiem spotykałam mojego irytującego fina na drodze do lub skądś tam, a ponaddto występował on tez na wspólnych imprezach/spotkaniach i innych podobnych. 

Doszłam do wniosku, że takie unikanie i przechowywanie w sobie negatywnych emocji w stosunku do niego jest po prostu marnotrawstwem moich nerwów, bo on ni mi nic złego nie zrobił ani nie zachowuje się źle, to tylko ja i moje wewnętrzne "ja" było zirytowane jego osobowością. Postanowiłam więc odpuścić i traktować go po prostu neutralnie i być miłym. Można powiedzieć, że socjalnie zostałam zmuszona przez warunki zewnętrzne. Nie opłacało się po prostu kogoś nie lubić. 

Jeśli chodzi o aspekt długiego poznawania Finów, który dla Amerykanów jest nie zaakceptowania, to rzeczywiście, po jakimś czasie mojego pobytu tam i spotykania grupy Finów regularnie co jakieś 2-3 dni po 2 miesiącach doszłam do wniosku, że jak ktoś wziąłby mnie do jakiegoś teleturnieju i zapytał o moich fińskich znajomych i jakieś dane ich dotyczące, preferencje czy upodobania to naprawdę trudno byłoby mi powiedzieć cokolwiek o kimkolwiek z grupy powiedzmy nawet około 10 Finów. My robiliśmy różne rzeczy razem, rozmawialiśmy o różnych życiowych sprawach i zapraszaliśmy się do domów, mogę się teraz mylić, ale na tamten czas wiedziałam może takie ogólne informacje, że ten gdzieś pracuje, ten gdzieś studiuje, a ten jest bezrobotny. Dopóki po jakimś czasie głębszego zapoznania nie zapytałam się sama gdzie ktoś pracuje i kto co robi tak jakoś miałam poczucie że pytania personalne sa dość nie na miejscu, bo wyszłam z założenia, że skoro ktoś nic nie wspomina o tym czy o tamtym temacie to prawdopodobnie nie chce o tym rozmawiać. Na to tez może wpływać skromność Finów, nie lubią się niczym chwalić, co robią co mają i tak dalej.

To zabawne, że i u nas w Polsce kiedy się poznaję człowieka to pierwszymi pytaniami jakie padają jest co zazwyczaj robisz na co dzień, jeśli studiujesz to co, gdzie, jak, kim są twoi rodzice co robią. i inne tego typu pytania pozwalające zaszufladkować daną osobę w naszych poznawczych kategoriach.  Przykładowo miałam kiedyś też taką polską koleżankę, która za każdym razem publicznie się chwaliła, że jej ojciec pracuje w wojsku , ma wysoki stopień i zarabia tyle i tyle. I tak nam się rozmowa klei bo rozmaiwamy o tym co osiągneliśmy, o tym co mamy a już jak podłapiemy temat i wykryjemy , co nasz petent ma gorszego niż my, nie omieszkamy się mu tego wytknąć a w najgorszym razie stwierdzić, że my mamy tak samo albo robimy to samo. Wiecznie się porównujemy i chcemy być najlepsi. Panuje prawo dżugli - silniejszy wygrywa. No przynajmniej mentalnie. 


Mam wrażenie, że Finowie w ogóle nie mają potrzeby konkurowania. U nich panuje równość, każdy powinien być równy, a już na pewno się lepszy. Dlatego też podejrzewam, że nie wypada im się chwalić. Za chwalenie się w ich rozumieniu może być uważane już zwyczajne opowiadanie o wycieczce na jakiej się było. U nas to jest chwalenie i jakoby pokazanie swojego statusu materialnego - "bo mnie na to stać". U nich to nie ma znaczenia bo każdego przeciętnego Fina na to stać. Każdy jest w stanie pojechać na Hawaje, czy do Chin i nie jest to żaden powód do dodawania sobie pozycji społecznej bo jest ona równa.

Oczywiście pytając wprost każdy odpowie i zazwyczaj powie prawdę, bo Finowie także nie lubią kłamać. Oczywiście czasem unikają opowiedzenia całkowitej prawdy pomijając jakieś szczegóły, ale raczej przyznają się do wszystkiego. Jednakże zawsze dziwnie się czułam , wyciągając nawet te informacje od nich. 

Być może to wyjaśnia też, czemu my Polacy jesteśmy wiecznie zazdrośni, zawistni i chcemy być lepsi, a jak komuś się powodzi, jak ktoś odnosi sukces, to życzymy mu złego. I zawsze chcemy komuś udowodnić, że to absolutnie tylko my mamy rację nie nikt inny, w żadnym wypadku nie może być tak jak ktoś mówi bo to jego opinia nie nasza. Mamy za dużo informacji o ludziach, co zrobili jak to zrobili jak im się udało bądź nie, Finowie nie mają, nie znają nie wiedzą, nie obchodzi ich, bo po co? Do czego im do szczęścia informacja, że kolega zarabia więcej ? Być może najbliższego znajomego o to pytają, o tym rozmawiają, ale nie jest to temat numer jeden. 

To ciekawe spostrzeżenie, gdy patrzę na moich fińskich znajomych z perspektywy czasu i tego co o nich myślałam wtedy, kiedy znałam ich ale nie kim są co robią i ile maja w portfelu ale raczej skupiałam się na cechach charakteru, a kiedy znam ich teraz. I to też ciekawe, że u nas niektórzy, bo nie mówię, że wszyscy często kolegują się z kimś dla celów czysto materialnych, czy innych celów nie koniecznie zwyczajnie koleżeńskich.

Odczułam to nawet na własnej skórze, kiedy wróciłam z Finlandii i została mi narzucony taka nieformalna plakietka "gwiazdy z zagranicy" Kiedy niektórzy dalsi znajomi nagle się zechcieli kolegować licząc na... w sumie to nie wiem co, niektórzy bliżsi znajomi zaczęli inaczej patrzeć, a niektórzy nawet wykorzystywać znajomość do celów pokazowych, jak w zoo, " bo ja mam taką super znajomą" I w sumie minęło jakieś około 4-5 miesięcy od kiedy tu jestem a niektórym ludziom jeszcze nie przeszło. Dobrze, że zachowali się najtrwalsi. Myślę, sobie czasem, że może lepiej byłoby gdy nikt nigdy nie wiedział że gdzieś byłam i wróciłam. Co druga osoba do dziś zadaję mi pytanie "Czy już wróciłam do Finlandii, albo Czy się przeprowadzam" tak jak by... no właśnie co ? 
Do czego komu potrzeba ta informacja ? Aby zazdrościć, że jednak pojechała z powrotem ? Czy po to aby się cieszyć... jest, nie udało się, nie jest lepsza ode mnie. 

Zastanawiające jest też moje odczucie w stosunku do ludzi, i to, że w stosunku do jakiegokolwiek fina nie muszę obawiać się jakiejkolwiek etykiety (nooo może oprócz kulturowych stereotypów jak biedulka z Polski), a u nas ciągle mnie niepokoi ta zazdrość i w sumie moje ukrywanie raczej tego "bycia lepszym" no bo przecież co... Finlandia zrobiła ze mnie teraz Królową Bonę, to nie jestem ja ta zwyczajna miła ja jaka byłam, tylko "ja zza morza" w oczach co niektórych.