poniedziałek, 16 maja 2011

Międzykulturowa komunikacja - Zaproszenia brak

 Ostatnio coraz częściej łapię się na tym, że nie rozumiem przekazu idei która jest do mnie wysyłana przez kogoś. I to nie dlatego, że nie rozumiem języka, ale raczej dlatego, że sposób komunikacji różni się trochę od tego, którego ja zwykłam używać. 


Zawsze myślałam, że to coś niedobrego co trzeba zmienić. Teraz myślę, że to coś czego się po prostu trzeba nauczyć dostrzegać i reagować odpowiednio do nie swojego modelu. Szczerze mówiąc krew mnie zalewa ile wiadomości mnie ominęło z tego powodu. 


Tak jak sobie to wszystko zaanalizowałam, doszłam do wniosku, że w Polsce, albo przynajmniej w mojej okolicy forma zapraszania różni się znacząco w znaczeniu dla mnie od tej używanej tutaj. Od dzieciństwa, kiedy wychodziło się na dwór wszelkie zaproszenia kierowane do mnie miały formę personalną. 


- Wyjdziesz na dwór? Tak TY, do Ciebie mówię
- Chcesz się z nami pobawić ? Tak TY.
- Pójdziemy na dyskotekę ? My, ja i TY. 


Nigdy chyba nie byłam przyzwyczajona do innych form zaproszenia jak personalne. Tutaj to się trochę różni. Mam z tym problem, żeby odróżnić informację od zaproszenia. Wydaję mi się też, że tylko w polskiej mentalności formy komunikacji jest coś innego. Tutaj ludzie mówią.


- Idę na dwór. 
- Idę do szkoły. 
- Idę obejrzeć mecz. 
- Pojechałbym do Honolulu.


Dla mnie takie formy stwierdzenia brzmią po prostu jak informacje... Osoba chce się podzielić, że idzie tu czy tam. Okazuje się, że często gęsto oznacza to to samo co nasz " Czy chcesz iść ze mną.." 
Osoba jest wtedy zobligowana do wyrażenia swojego zdania, czy też chce iść czy nie. Smutne jest to, że tylko JA tego nie pojmuję. Niemcy, Wietnamczycy, Finowie, Szwedzi posługują się (wiedząc z własnego doświadczenia) tym samym schematem. Dlaczego ja mam inny ? 


Jedna Niemka wytłumaczyła mi to na zasadzie, że gdyby osoba nie chciała nas wziąć gdzieś wtedy by nas o tym nie informowała. No to logiczne dla mnie. Ale mam też takie przyzwyczajenie, że to zwyczajna informacja i nawet często jeśli osoba mówi "Idę dzisiaj z chłopakiem do kina" to dla mnie zwyczajnie nie wypada powiedzieć "Mogę się dołączyć" albo " Idę z wami" Oczywiście, że można tak powiedzieć, ale w większości przypadków trzeba wyczuć kiedy można a kiedy nie. 
I częściej raczej to nie oznacza zaproszenia, póki osoba nie powie jasno i wyraźnie " Chcesz iść z nami ? " 


I piszę o tym bo mnie już po raz enty krew na to zalewa. Marudzę, że mnie ludzie nie zapraszają. A to się okazuje, że zapraszają tylko ja tego nie odbieram. Chociażby wczoraj. Jeden znajomy po wygranych mistrzostwach świata rozmawiał ze mną o grze i nagle wypalił.


- Idę do centrum miasta zobaczyć co tam się dzieje.A ty co robisz ?
- Aktualnie leżę w łóżku. 
- Ok. To pójdę z kim innym. 


Heeeeeeeeeeeeeeeeeej. To to była propozycja ? Ja też chce iść. Arghhh.... Nie zdążyłam oczywiście odpowiedzieć.


Narzekam sobie też czasem po cichutku, że mój chłopak mnie nigdzie nie zaprasza. Dochodzę teraz do wniosku, że być może zapraszam mnie w ten sposób dla niego znajomy, i pomimo wszelkich próśb aby dodawał "Czy chcesz iść ze mną" Często o tym zapomina i tak naprawdę trudno jest odkryć co oznacza jego zdanie. Potem zastanwiam się, czy stara się przemówić do mnie w polskim stylu, czy w fińskim.... Heh. Może oni nie mają tutaj funkcji " informacyjnej" stwierdzenia. 


Chyba się muszę przestawić na inne rozumienie.... Tylko jak ?

No invitation :




Do tego wszystkiego poniżej dodałabym żartobliwie, że skoro Finlandia nie jest częścią Skandynawii, nie jest do niej ZAPROSZONA, to może zaproszenia tutaj nie działają. Dlaczego mają zapraszać skoro ich nikt nie zaprasza.

poniedziałek, 2 maja 2011

O tym jak nie dostrzegamy zmian w poprawie jakości życia wszelkiego

Siedząc w bibliotece i usiłując napisać kolejny esej na zaliczenie tak mnie natchnęło jedno spostrzeżenie. Jak my faktycznie dostrzegamy zmiany, zmiany w sposobie myślenia, postrzegania, zachwycania się daną rzeczą. 

I doszłam do smutnego wniosku. NIE DOSTRZEGAMY tego wcale. Po pewnym czasie owa rzecz staję się dla nas typową normalną rzeczą codziennego użytku czy widzenia. 

Jak wtedy spostrzec co było naszym stanem wyjściowym a co jest teraz ? Jak bardzo się zmieniliśmy. Oczywiście chodzi mi tutaj o zmianę na lepsze o rozwój raczej a nie wycofanie się. Chociaż pewnie można zastanowić się nad oba biegunami zmian. 

Wniosek który mi się nasunął po przemyśleniach, brzmi mniej więcej w ten sposób "Aby zauważyć zmianę należy powrócić do źródła, do podstaw i porównać" 

O co mi tutaj chodzi ? 

Na przykładzie mojego życia w Finlandii, prawie po 9 miesiącach pobytu tutaj coraz częściej zaczynam "nie dostrzegać" tego piękna tutaj, rozwiniętej technologi i komfortu życia.
Zaczynam się zastanawiać, ach Polska może nie jest wcale taka zła. Dziwne myślenie bo każdy doskonale wie jak jest, ale ja zaczynam się zastnawiać. A może jednak nie jest taka zła ? 
I co mnie wtedy spotyka ? Jakoś przypadkiem trafiam do tego źródła z powrotem i okazuje się, że się myliłam. 

Finowie jako naród są mili. Przemili, mega mili, mili do zrzygania. Nie powiedzą Ci, że coś im się nie podoba, nie będą narzekać, wytrwają każde złe warunki. Nie podniosą na Ciebie głosu, w ogóle chyba nie mają pojęcia co to jest " złośliwość" są mega prawdomówni. Ta prawdomówność nieczęsto sięga zenitu głupoty...  Każdy jest jednak inny. Nie jest dobrze generalizować. Jednak niektóre cechy dotyczą większości. CO ZA NUDA. Takie dobro wiejące ze wszystkich stron. Chyba za dużo czasu przebywam z Finami i Finkami. 

Aż tu nagle spotyka się Polaka, rozmawia się z nim. Starasz się być miły tak jak Finowie wśród których żyjesz a tu Ci co wyskakuje ? Typowy typ schamiałego człowieka, który rzuca mięsem na prawo i lewo nie wspominając już o najpopularniejszym polskim słowie używanym jako przecinek. 
Uuuu.... Nie jest miło, nie jest miło. No tak ale to taki nasz sposób rozmowy. 

Czytam wypowiedzi, komentarze człowieka, znajomego z Facebooka. Miło jest czasem powrócić do starych śmieci i zobaczyć co w głuszy piszczy. I co widzę ? To samo. Cynizm... Schamienie. Prowokacja. 
I nie , ja nie mówię, że to jest złe, negatywne. To jest typowe dla nas, my tacy jesteśmy. I te cechy są odpowiednie dla nas. My tacy musimy być aby przetrwać w tym środowisku. 


W innym środowisku, inne cechy są potrzebne. 
Ale powróćmy do dostrzegania zmiany.  

Nagle z całego tego znudzenia tym byciem miłym życzliwym i nawet ociupinkę nie agresywnym zauważamy to źródło. Jesteśmy w stanie zauważyć zmianę, progress. 

Siedzę tak tu sobie już tyle czasu. I tak się przyzwyczaiłam do mailowego kontaktowania się ze wszystkimi na około, że nie potrafię sobie wyobrazić jak to można efektowniej zrobić inaczej. 

Piszę do kogoś z Polski. No tak. Odpowiedzi brak. Zapomniałam, że u nas to aby się z kimkolwiek skontaktować to trzeba się nastać pod gabinetem i najęczeć i naczekać zanim się cokolwiek załatwi. Achh... Boskość. Polacy wiedzą jak marnotrawić czas. Po raz kolejny zauważam zmianę. 

Zmianę można zauważyć także nie będąc na miejscu. Mam dość Finlandii. Jadę do domu. I co ? W domu mam dość domu, ja chcę z powrotem!! I tak w kółko.

Ostatnio doznałam kolejnego szoku. Jak bardzo ludzie są ograniczeni umysłowo. Jak bardzo etnocentryczni są choć tego nie widać gołym okiem. Wszystko co inne jest dla nich dziwne, straszne, okropne. No tak ale to taka naturalna reakcja człowieka. Szkoda tylko, że przebywanie z takimi ludźmi psuje humor. Mój humor. Trzeba unikać takich ludzi. Psują tylko samopoczucie. 

A ja tylko tutaj narzekam i narzekam. Ach.... Nie wyzbyłam się jeszcze tej polskiej typowej cechy marudera.

Tyle z przemyśleń z ostatniej chwili. Wracam do pisania eseju.