czwartek, 29 lipca 2010

Finlandia - na początku byl chaos

Jeśli komuś przyjdzie do głowy wybierać się na Erasmusa niechaj się dwa razy zastanowi. Nie wie jeszcze przez ile przeszkód barier i trudności będzie się musiał przebić. Nie... ja broń boże nikogo nie zniechęcam. Tylko uświadamiam, że to przedsięwzięcie dla ludzi wytrwałych i  o mocnych nerwach.

Trzeba załatwić bardzo wiele formalności. Kontaktować się z uczelnią zagraniczną mailowo zazwyczaj co oznacza obowiązkową znajomość języka obcego. Latać po dziekanatach, doktorach, profesorach i innych takich podobnych. I najlepiej wszystko podwójnie kserować, bo wiele rzeczy w naturze ginie. I kiedy tak naprawdę ma się poczucie, że to wszystko to się okazuje że zostaje jeszcze dwa tysiące innych rzeczy do zrobienia.

Niewielu pewnie wie, że program "Erasmus" pochodzi już z dawnych czasów, a konkretniej z czasów Erazma z Rotterdamu. Był to uczony filozof, który podróżował po Europie po to by rozwijać swoją wiedzę. I właśnie taka jest idea tego programu. Ideą jest także to,że wyjeżdżają na niego zazwyczaj ludzie z dobrą średnią a ponaddto zostają dofinansowywani.

Z punktu widzenia logicznego, praktycznie każdy żyjący człowiek może sobie na takie coś pozwolić. Ale tylko w teorii.  Z własnego doświadczenia zauważam, że na Erasmusa mogą pojechać tylko ludzie , którzy mają dużą ilość swoich własnych pieniędzy. Bo to , że się otrzymuje stypendium nie wyklucza kosztów dodatkowych takich jakby ukrytych o których się w ogóle nie wspomina. Chodzi mi tu o takie koszty jak samo przygotowanie się do podróży, ubrania czy inne potrzebne rzeczy, opłacenie transportu, często kaucji za wynajem pokoju. Te wszystkie rzeczy muszą być początkowo pokryte z własnej kieszeni, a zależnie od kraju tanie nie są.

Zapisałam się na Erasmusa do Finlandii. Żeby było ciekawiej na kurs językowy w sierpniu do Rovaniemi wioski świętego mikołaja, i na studia do miasteczka Vaasa.

O ile miasteczko kursu językowego można było sobie wybrać to miejsca studiów już nie. Wybrałam Rovaniemi na kurs językowy ponieważ jest to serce Laponii. Chce zobaczyć przez miesiąc jak się żyje na kole podbiegunowym i nauczyć się języka fińskiego, chociaż odrobinę. No to może być trochę trudne przez miesiąc ale będąc "wśród swoich" szybciej się pojmuje język. Tym bardziej, że ja zawsze miałam głowę do języków obcych - to dzięki "Scrabble" w dzieciństwie.Miasteczko Vaasa należy tak jakby do szwedzkiej mniejszości mieszkających tam Finów. Co oznacza tyle, że bardzo wielu ludzi mówi tam po szwedzku, w pracy urzędach czy szkołach. Dzięki temu będę się miała okazję nauczyć drugiego języka - języka szwedzkiego i z pewnością nauczę się go lepiej niż fińskiego bo mam nadzieję się go uczyć rok.

Z samego początku zostałam miło potraktowana przez ludzi zajmujących się tam załatwianiem tego i koordynowaniem. Otrzymałam powitalne paczki pełne różności, książeczek i informacji które mogą się przydać, wskazówek. To bardzo miło z ich strony, że traktują człowieka - studenta z jakimś tam szacunkiem. :) Ponadto do koordynatorów można pisać osobiście i na pewno odpowiedzą. Nie ma tam takiego stopnia formalizacji zwracania się do ludzi jak w Polsce.

Kiedy wszystko się załatwi, odbierze stypendium i jest się gotowym do drogi. Warto skorzystać z Couchsurfingu. Ludzie w tym systemie są bardzo pomocni nie tylko pomogą nam we wszelkiego rodzaju sprawach, ale też mogą przenocować czy coś pożyczyć.

Z racji tego, że tak naprawdę mieszkanie mam dopiero od 1 sierpnia a samolot, którym lecę do Rovaniemi ( dokładnie z Warszawy przez Rygę) i będę w Rovaniemi dopiero o 23:45 postanowiłam skorzystać z tej pomocy. Znalazłam Fina, który nie tylko użyczy mi kanapy w swoim mieszkaniu na tą noc , ale także odbierze mnie z lotniska (przy czym zaoszczędzę 10 euro) A ponadto poznam Fina ;) I być może będę miała dobrego przewodnika miejscowego :))

Co więcej ? Niestety w Rovaniemi nie oferują wyposażenia żadnego w pokojach oprócz łoża i szafki i mam nadzieję stolika jakiegoś. To oznacza tyle, że kołdrę poduszkę i pościel trzeba mieć swoją. Raczej nikt nie jest w stanie tego wziąć ze sobą. Dobrym wyjściem jest śpiwór. Ale i tutaj z pomocą przyszedł mi Couchsurfing, dałam ogłoszenie na forum i zgłosił się Polak mieszkający na stałe w Rovaniemi, z tym że użyczy mi na ten miesiąc kołdrę. Ta sama sprawa z rowerem, gdyż transport tam jest nie bardzo znośny a ponadto bardzo drogi. Zamiast więc tracić pieniądze na kupno roweru czy bilety mam możliwość pożyczenia tego na ten miesiąc. To samo tyczy się naczyń. Jeszcze tego z nikim nie ustalałam, ale grunt to pozytywne myślenie jak to mawia mój osobisty motywator ;D Jak sobie wykreujesz rzeczywistość taki program jej nadasz. Sądzę wiec, że chyba nie będzie problemu by pożyczyć od kogoś z mieszkańców jednego kubka i talerza i sztućców , no przynajmniej na pierwsze dni. Tyle o Rovaniemi. Vaasa na razie śpi jeśli chodzi o pomoc wszelaką, ale mam nadzieje, że to się zmieni do czasu jak tam dotrę czyli jakoś we wrześniu i ktoś mi pożyczy rower jakiś używany. Wierzę , że jest tam ktoś kto go nie potrzebuje :))

A teraz wracam do pakowania i przygotowań... ugh...