poniedziałek, 9 stycznia 2012

Praktyczność w wykonaniu fińskim

Kocham ten kraj porośnięty świeżymi sosnami i posypany talkiem. Kraj z liczbą jezior i wód większą niż liczba ludzi go zamieszkujących. Jedną z rzeczy którą wyjątkowo ubóstwiam w tym kraju spokoju i harmonii jest praktyczność tych niesamowitych ludzi. Przyglądałam się i przyglądałam najrozmaitszym rozwiązaniom funkcjonalnym. Ta funkcjonalność jest bardzo cennym nabytkiem kulturowym Finów. Ich umysły są zaprogramowane tak jak IKEA, chociaż nie jest ona z pochodzenia fińska a z sąsiadującego kraju do którego należeli wcześniej zresztą. Oni są tak praktyczni, że nie mają problemów w adaptowaniu nowych sprzętów i rozwiązań do życia i kultury, przynajmniej wtedy gdy są one efektywne i oszczędzają ludzki czas i pieniądze. Nie trzymają się kurczowo starego znanego sposobu, nie boją nie nowości, jeśli zauważą, że coś jest lepsze, lepiej się sprawdza przyjmują to do siebie. Koniec i kropka.

Zjawisko to jest niespotykane w innych miejscach, ludzie przywiązują się do tradycji, do sposobów wykonywania, znają je. Pomimo że nowe rozwiązanie jest o niebo lepsze i oni to widzą, to i tak przystają przy swoim, a po co zmieniać skoro ówczesne rozwiązanie nadal się sprawdza ?

Zastanawiające są niektóre rozwiązania i dlaczego nie można ich za adoptować u nas w kraju ? Za kosztowe? Ludzie boją się zmian. Nie ma czasu na zawracanie sobie głowy ? Czy boją się być inni, inni w znaczeniu oryginalni ?

Niektóre wynalazki były dla mnie o tyle nowe, że musiałam wręcz nauczyć się ich wykonywania, musiały mi wejść w nawyk. 

Poniżej postanowiłam zrobić listę :

1. Jedną z najbardziej cudownych wynalazków pod słońcem jest budowa zamka do drzwi. Mam świadomość, że zapewne nie jest to rzecz jakaś uniwersalna gdyż nie mieszkałam w więcej niż w dwóch mieszkaniach w Finlandii, ale zarówno w Rovaniemi jak i w Vaasie panował ten sam system.  Klucz był jeden, a pasował do drzwi wejściowych głównych, do drzwi od pokoju, do pralni jak i do skrzynki na listy. Co ciekawe jeden klucz pasował tylko do jednego pokoju mieszkalnego a do innych nie. Moje współlokatorki mogły wejść do domu ale nie do mojego pokoju, mogły otworzyć skrzynkę na listy pralnię, ach i jeszcze drzwi w drugim budynku w którym znajdowała się też sauna dla nas, tak więc drzwi od sauny. Jakby tak podliczyć to dzięki jednemu kluczowi mogłam otworzyć 8 par różnych drzwi. 


2.  Prysznic i sauna

Zupełnie inne rozwiązanie niż u nas. Brak wanny która zajmuje nie wiadomo ile miejsca w łazience.  Prysznic może być przenośny, jest on tylko zwykłą rączka czy wężem i zazwyczaj ma lub nie jakąś zasłonę. Można go umieścić w każdym dogodnym miejscu łazienki. Nie trzeba go umieszczać w wannie jak to jest u nas bo tam leje się wodę na kafelki którymi jest wyłożona ziemia, wygląda to mniej więcej tak samo jak prysznice na basenach, aczkolwiek ja się dziwnie czułam nie biorąc prysznica w wannie, a już w ogóle nie mieć możliwości położyć się w wannie. Kiedy zostałam zaproszona do różnych mieszkań fińskich także zauważyłam brak wanny. Chyba nie jest to ulubiona rzecz finów i nie znają rozkoszy relaksowania się przy świecach i pachnących olejkach w w wannie. To im zastępuje sauna i ona jest jakby głównym punktem każdej fińskiej łazienki. Ma ona piec na który się leje wodę z kranu wzięta do balii aby para buchała i nas roztapiała. Do takiej balii można nalać parę kropelek olejku i wtedy mamy gotową inhalację. Najpopularniejszymi są zapachy: Eukaliptus, który pachnie jak nasz olejek do inhalacji, który czasem nasze babki stosowały na udrożnienie dróg oddechowych, bądź tez smaruje się nim człowiek, kiedy go boli ucho, na rozgrzanie. Inne zapachy to mięta, las sosnowy oraz smoła drzewna. Zapach smoły został mi polecony przez Finki jako doskonały wabik na mężczyzn. Tzn. został mi użyczony szampon do włosów o zapachu smoły i tak raz przemyłam sobie nim włosy i "zwabiałam gdy włosy potargał wiatr...". Zapach jest śmierdzący i okrutny, pachnie mniej więcej tak jak zapach palonych liści na działce z połączeniem zapachu z kiełbasek na grillu. Jednakże Finom bardzo to odpowiada. Historia powiada, że smoła była postrzegana przez nich jako źródło uzdrowienia na wszelkie choroby w dawnych czasach. I nawet takie narodowe powiedzenie istnieje, które mówi, że " Jeśli sauna , wódka i smołą drzewna nie pomagają, choroba jest nieunikniona" Okazuje się, że w dzisiejszych czasach także używa się smoły drzewnej w fińskiej medycynie tradycyjnej z powodu jej mikrobiologicznych właściwości.


2. Kolejnym praktycznym urządzeniem,którego u nas się nie stosuje jest "suszarka podłogi" bo nie wiem jaką inna nazwę temu nadać. Cała łazienka jest w płytkach, prysznic i woda leci na te płytki i często, gęsto cała łazienka jest zalana wodą. To też ciekawe, że np u mnie w domu stosuje się najrozmaitsze sztuczki aby uchronić podłogę łazienkową od zamoczenia, a tam to jest na porządku dziennym. No i kiedy już wzieliśmy ten prysznic, pełno wody na ziemi, to bierzemy taka suszarkę podłogową, i przesuwamy naszą wodę do studzienki - takiej dziury w podłodze, gdzie woda uchodzi. Podłoga tak wytarta wysycha po jakimś czasie.




3. Szczotka do naczyń uczyniła też niemałe zaskoczenie. Pomijając naszą zmywarkę, która myję wszelkie talerze garnki i inne a przechodząc do ręcznego mycia prostokątną gąbką. W Finlandii używa się szczotki, chociażby po to aby nie trzeba było moczyć rąk i niszczyć mydłem czy detergentami. Powiem szczerze, że nie umiałam się tym na początku posługiwać, ale z biegiem czasu wydało mi się to bardzo ciekawym i wygodnym rozwiązaniem. Przy czym oprócz zwyczajnego brudu z talerza, można też odwrócić szczotkę na drugą stronę gdzie znajduje się specjalnie wyprofilowany kształt, coś ala skrobaczka aby sobie poradzić z bardziej zaschniętym brudem. Szczotka występować może w wersji zwyczajnej(poniżej)bądź elektrycznej(na prawo). Elektrycznej osobiście nie próbowałam a zwyczajna służyła mi długo.


4. Szafka okapowa na talerze. Niby rozwiązanie podobne do naszego, gdzie znajduje się szafka nad umywalką, jednakże zostawia się dziurę w niej od spodu tak aby talerze mogły okapywać do umywalki. Nie wiem jak u innych ale u mnie dawniej to podstawiało się taką płytkę pod ten okap aby woda na to okapywała właśnie a nie do umywalki. I tak w sumie to nie wiem jaki był tego sens, bo pamiętam, że z ta podkładką były same problemy, albo trzeba było ją co jakiś czas opróżniać z tej wody a po jakimś czasie robiła się brzydka i brązowiała od różnych pierwiastków i elementów znajdujących się w wodzie. Taka szafka w wydaniu fińskim miała jeszcze jedno praktyczne zastosowanie, gdyż, można było od jej spodu na szczebelkach zawiesić szczoteczkę do naczyń za uchwyt który zazwyczaj posiadała.(ta powyżej nie posiada uchwytu) Było to bardzo wygodne.

5. Elektryczny otwieracz do butelek 




6. Coś a la garnek do gotowania jajek. Można ugotować 6 jajek na raz, bez poparzenia się i zbędnej wody a w dodatku ustawić jak bardzo ugotowane jajko ma być, na twardo na miękko czy coś pomiędzy.


7.Psia myjnia lub myjnia do butów.
Może być wykorzystywana do czyszczenia błota z butów lub dla psa.

   
9. Wycieraczka do butów wersja fińska. Nie spotkałam się z tym urządzeniem w Helsinkach czy w Vaasie czy innych fińskich miejscowościach, jednak w Rovaniemi był z niej dobry użytek. Dwie szczotki jakby wzięte od miotły a w środek wkłada się swojego buta, czyści nie tylko podeszwę ale też i boki zabłoconych lub ośnieżonych butów.




10. Artykuły odbijające światło na zimę
Ludźmi rządzi lęk, w Finlandii poziom lęku i niepokoju zdaję się być wysoki. Są przeczuleni na punkcie bezpieczeństwa. Zimą, kiedy światła dziennego jest tylko parę godzin (w Vaasie było to w grudniu od 11 - 14) zupełnie nic nie widać. Należy nosić wtedy wszelkiej maści reflektory i w różnych miejscach, z przodu , z tyłu , na plecaku, na psie jak się go ma, pomocne są tez takie ubrania które mają rejony odbijające światło. Ja także, zaopatrzyłam się w jeden, nabyłam pieska i tak z nim chodziłam po ciemnościach :)

                                                 Takie muminkowe stwory....

                                                     Sarenki czy inne zwierza...

                                                        Do wyboru do koloru...
                 Na celu miało to takie dobicie światła dla kierowcy.. aby widział iż coś tam się rusza...


W okresie zimowym, także w szkole podstawowej dzieci, wychodząc na przerwę obowiązkowo na podwórko aby się dotlenić, zakładały takie kombinezony odblaskowe, po to aby nauczyciel je widział, a także samochód. Prawdopodobieństwo wypadku jest tam znikome, więc sądzę, że raczej chodziło o to że dziecko mogłoby się zgubić w ciemnościach.

11. Życiodajna energia dla pana samochodzika - widziana także w Norwegii
Czyli nic innego jak podłączanie się do specjalnych skrzynek gdzie można sobie naładować samochodzik, kiedy jest wyjątkowo zimno.




12. Kolce w oponach
Aby można było użytkować samochód cały rok, należy zmienić opony na zimowe, ale tak z kolcami. Tak samo z rowerem. Mój rower od momentu zakupu miał kolce w oponach więc nie musiałam się tym martwić. Latem jeździło mi się po asfalcie głośno a zimą po lodzie nawet przyczepniej niż na nogach. Często gęsto bałam się nawet z niego zsiadać bo zaliczałam glebę idąc gdzieś piechota po śliskim lodzie, a na rowerze nie było źle, wypadków zaliczyłam może tylko dwa, gdy nie opanowałam jeszcze do końca skręcania przy zwiększonej prędkości na lodzie...no i kolce nie wykazały przyczepności odpowiedniej. Kolce to te małe srebrne punkciki.





12. Fińska deska do krojenia a la szuflada

 
Deski z którymi ja się spotkałam wyglądały trochę inaczej. Zarówno w Rovaniemi jak i w Vaasie były to szuflady wyglądające jak ta na zdjęciu jednakże miały gładką płaską powierzchnie w środku. Na początku wydawało mi się, że ta szuflada została tylko włożona do szafki aby wypełnić puste miejsce, bo miała ona mniejszy rozmiar, jednakże po jakimś czasie ktoś mnie oświecił, że to służy do krojenia. Nie wiem do dziś jak tego się używało, bo było to niewygodne, kombinowałyśmy z dziewczynami na różne sposoby, aż w końcu doszłyśmy do tego, że wyciągałyśmy tą cała dechę z szuflada i kładłyśmy na blat. To zdjęcie dopiero teraz mnie oświeciło trochę, że na miejsce tej płyty która się znajdowała w naszej szufladzie a tutaj na zdjęciu są jakieś patyki tylko, należało położyć kolejną deskę i po prostu zaoszczędzić miejsca i brudu na blacie... A my takie mądre byłyśmy i żeśmy kroiły na drewnianym blacie szuflady...A potem brudu się nie dało nigdy do końca zmyć. Nie ma to jak nasze nie praktyczne myślenie :)))

13. Nóż do sera
 


To urządzenie ma szczególną wartość w moim sercu. Pamiętam jak na jednym z pierwszych spotkań towarzyskich z finami odkryłam jego cudowne działanie i przez cały wieczór nie mogłam się go pozbyć z moich rąk. Kroiłam ser i go zjadałam albo kroiłam temu kto tam chciał, tak mi się to spodobało :) Nawet usiłowałam się nauczyć jak jest nóż do sera po fińsku powtarzając sobie to słowo po fińsku i muszę stwierdzić, że zaczęłam chyba od najtrudniejszego, dla ciekawych - Juustohöylä :)

piątek, 6 stycznia 2012

Zazdrość , zawiść i "muszę być lepszy" po fińsku

Finowie to ciekawy naród. Z moich obserwacji wynika iż są powściągliwi emocjonalnie i rzadko kiedy wyrażają opinie. Można uznać więc, że wszystko im pasuje. Skrywają pewnie urazy, bądź nie postrzegają pewnych rzeczy jako negatywne, do tego jeszcze nie doszłam. 

Zauważyłam jednak jedną dość istotną cechę która drzemie w tych niesamowitych ludziach. Brak emocjonalności może wychodzić na dobre, jeśliby popatrzeć z punktu widzenia kontaktów międzyludzkich. Mianowicie stwierdzam fakt - wszyscy ale to absolutnie wszyscy są mega mili dla siebie. Może to wynikać z dwóch czynników. 

a) w mniejszych miejscowościach z racji mniejszej ilości osób, a zatem mniejszych możliwości zdobywania znajomych po prostu nie można wybrzydzać i należy kolegować się ze wszystkimi, a przynajmniej być na stopie pokojowej. Finlandia to tak mały kraj, że można by ją nazwać globalną wioską, zawsze mnie dziwiło,gdy ktoś się mnie pytał czy znam Pana X czy Y z innego fińskiego miasta :) (Ja nie znam z tego miasta-miasteczka wszystkich a co dopiero z innych myślałam wtedy, no ale jednak da się) 

b) kontakty społeczne między ludźmi nie należą do najłatwiejszych. Aby poznać fina czy finkę trzeba poświęcić trochę czasu na wspólnych pogawędkach, spotkaniach i różnych aktywnościach. Polacy także z początku są nieufni i nie da się po pierwszym drugim czy kilku spotkaniach stać się znajomym. Jednakże jeśli chodzi o naszą polską kulturę w poznawaniu finów różnica nie jest aż tak znaczna jak dla amerykanów. Jak jeden Amerykanin stwierdził, u nich w kraju to człowieka po 2 dniach znajomości można poznać na wskroś, a z finem to po roku nawet trudno.


Ośmielę się stwierdzić, iż powyższe czynniki mogą wpływać na miłą mentalność fińską. Bo.... skoro tak trudno poznać Fina, to znaczy nie wie się za wiele o nim na samym początku to lubi się go zazwyczaj za to jakim jest. Skoro nie ma wielu Finów to lepiej kolegować się nawet z tym najmniej fajnym bo kto wie czy go zaraz nie spotkam za rogiem. 

Ja osobiście mieszkając w dużym polskim mieście, kiedy pojechałam do mniejszej mieściny fińskiej jakby przeniosłam na początku swój taki wielkomiejski stosunek do ludzi, a przy tym sądzę, że wielu taki ma mieszkając w mieście gdzie znajomych do wyboru i ludzi jest tyle że trudno zliczyć na palcach. Na samym początku miałam dość chłodny stosunek do osób - finów, których mniej lubiłam. Jeden mnie nawet tak strasznie irytował, że po wielkomiejsku postanowiłam go unikać. Jednakże po jakimś czasie spostrzegłam, że (przebywając w gronie finów i finek) tylko ja mam taki stosunek i taką różnorodność lubienia i nielubienia ludzi. I nawet okazało się, że wielu znajomych zna mojego irytującego fina, i co więcej przypadkiem spotykałam mojego irytującego fina na drodze do lub skądś tam, a ponaddto występował on tez na wspólnych imprezach/spotkaniach i innych podobnych. 

Doszłam do wniosku, że takie unikanie i przechowywanie w sobie negatywnych emocji w stosunku do niego jest po prostu marnotrawstwem moich nerwów, bo on ni mi nic złego nie zrobił ani nie zachowuje się źle, to tylko ja i moje wewnętrzne "ja" było zirytowane jego osobowością. Postanowiłam więc odpuścić i traktować go po prostu neutralnie i być miłym. Można powiedzieć, że socjalnie zostałam zmuszona przez warunki zewnętrzne. Nie opłacało się po prostu kogoś nie lubić. 

Jeśli chodzi o aspekt długiego poznawania Finów, który dla Amerykanów jest nie zaakceptowania, to rzeczywiście, po jakimś czasie mojego pobytu tam i spotykania grupy Finów regularnie co jakieś 2-3 dni po 2 miesiącach doszłam do wniosku, że jak ktoś wziąłby mnie do jakiegoś teleturnieju i zapytał o moich fińskich znajomych i jakieś dane ich dotyczące, preferencje czy upodobania to naprawdę trudno byłoby mi powiedzieć cokolwiek o kimkolwiek z grupy powiedzmy nawet około 10 Finów. My robiliśmy różne rzeczy razem, rozmawialiśmy o różnych życiowych sprawach i zapraszaliśmy się do domów, mogę się teraz mylić, ale na tamten czas wiedziałam może takie ogólne informacje, że ten gdzieś pracuje, ten gdzieś studiuje, a ten jest bezrobotny. Dopóki po jakimś czasie głębszego zapoznania nie zapytałam się sama gdzie ktoś pracuje i kto co robi tak jakoś miałam poczucie że pytania personalne sa dość nie na miejscu, bo wyszłam z założenia, że skoro ktoś nic nie wspomina o tym czy o tamtym temacie to prawdopodobnie nie chce o tym rozmawiać. Na to tez może wpływać skromność Finów, nie lubią się niczym chwalić, co robią co mają i tak dalej.

To zabawne, że i u nas w Polsce kiedy się poznaję człowieka to pierwszymi pytaniami jakie padają jest co zazwyczaj robisz na co dzień, jeśli studiujesz to co, gdzie, jak, kim są twoi rodzice co robią. i inne tego typu pytania pozwalające zaszufladkować daną osobę w naszych poznawczych kategoriach.  Przykładowo miałam kiedyś też taką polską koleżankę, która za każdym razem publicznie się chwaliła, że jej ojciec pracuje w wojsku , ma wysoki stopień i zarabia tyle i tyle. I tak nam się rozmowa klei bo rozmaiwamy o tym co osiągneliśmy, o tym co mamy a już jak podłapiemy temat i wykryjemy , co nasz petent ma gorszego niż my, nie omieszkamy się mu tego wytknąć a w najgorszym razie stwierdzić, że my mamy tak samo albo robimy to samo. Wiecznie się porównujemy i chcemy być najlepsi. Panuje prawo dżugli - silniejszy wygrywa. No przynajmniej mentalnie. 


Mam wrażenie, że Finowie w ogóle nie mają potrzeby konkurowania. U nich panuje równość, każdy powinien być równy, a już na pewno się lepszy. Dlatego też podejrzewam, że nie wypada im się chwalić. Za chwalenie się w ich rozumieniu może być uważane już zwyczajne opowiadanie o wycieczce na jakiej się było. U nas to jest chwalenie i jakoby pokazanie swojego statusu materialnego - "bo mnie na to stać". U nich to nie ma znaczenia bo każdego przeciętnego Fina na to stać. Każdy jest w stanie pojechać na Hawaje, czy do Chin i nie jest to żaden powód do dodawania sobie pozycji społecznej bo jest ona równa.

Oczywiście pytając wprost każdy odpowie i zazwyczaj powie prawdę, bo Finowie także nie lubią kłamać. Oczywiście czasem unikają opowiedzenia całkowitej prawdy pomijając jakieś szczegóły, ale raczej przyznają się do wszystkiego. Jednakże zawsze dziwnie się czułam , wyciągając nawet te informacje od nich. 

Być może to wyjaśnia też, czemu my Polacy jesteśmy wiecznie zazdrośni, zawistni i chcemy być lepsi, a jak komuś się powodzi, jak ktoś odnosi sukces, to życzymy mu złego. I zawsze chcemy komuś udowodnić, że to absolutnie tylko my mamy rację nie nikt inny, w żadnym wypadku nie może być tak jak ktoś mówi bo to jego opinia nie nasza. Mamy za dużo informacji o ludziach, co zrobili jak to zrobili jak im się udało bądź nie, Finowie nie mają, nie znają nie wiedzą, nie obchodzi ich, bo po co? Do czego im do szczęścia informacja, że kolega zarabia więcej ? Być może najbliższego znajomego o to pytają, o tym rozmawiają, ale nie jest to temat numer jeden. 

To ciekawe spostrzeżenie, gdy patrzę na moich fińskich znajomych z perspektywy czasu i tego co o nich myślałam wtedy, kiedy znałam ich ale nie kim są co robią i ile maja w portfelu ale raczej skupiałam się na cechach charakteru, a kiedy znam ich teraz. I to też ciekawe, że u nas niektórzy, bo nie mówię, że wszyscy często kolegują się z kimś dla celów czysto materialnych, czy innych celów nie koniecznie zwyczajnie koleżeńskich.

Odczułam to nawet na własnej skórze, kiedy wróciłam z Finlandii i została mi narzucony taka nieformalna plakietka "gwiazdy z zagranicy" Kiedy niektórzy dalsi znajomi nagle się zechcieli kolegować licząc na... w sumie to nie wiem co, niektórzy bliżsi znajomi zaczęli inaczej patrzeć, a niektórzy nawet wykorzystywać znajomość do celów pokazowych, jak w zoo, " bo ja mam taką super znajomą" I w sumie minęło jakieś około 4-5 miesięcy od kiedy tu jestem a niektórym ludziom jeszcze nie przeszło. Dobrze, że zachowali się najtrwalsi. Myślę, sobie czasem, że może lepiej byłoby gdy nikt nigdy nie wiedział że gdzieś byłam i wróciłam. Co druga osoba do dziś zadaję mi pytanie "Czy już wróciłam do Finlandii, albo Czy się przeprowadzam" tak jak by... no właśnie co ? 
Do czego komu potrzeba ta informacja ? Aby zazdrościć, że jednak pojechała z powrotem ? Czy po to aby się cieszyć... jest, nie udało się, nie jest lepsza ode mnie. 

Zastanawiające jest też moje odczucie w stosunku do ludzi, i to, że w stosunku do jakiegokolwiek fina nie muszę obawiać się jakiejkolwiek etykiety (nooo może oprócz kulturowych stereotypów jak biedulka z Polski), a u nas ciągle mnie niepokoi ta zazdrość i w sumie moje ukrywanie raczej tego "bycia lepszym" no bo przecież co... Finlandia zrobiła ze mnie teraz Królową Bonę, to nie jestem ja ta zwyczajna miła ja jaka byłam, tylko "ja zza morza" w oczach co niektórych.