czwartek, 30 czerwca 2011

Gdzie my tak naprawdę żyjemy ?


Kiedy się mieszka w jednym miejscu zbyt długo to zaczyna się narzekać. Jedzie się potem do drugiego i kiedy się mieszka zbyt długo znowu zaczyna się narzekać na to drugie. Taka nasza ludzka przypadłość. 

Postanowiłam spisać w tym poście moje pierwsze spostrzeżenia, na świeżo, by potem po zmianie miejsca zamieszkania móc tu powrócić do tej treści i przekonać się, ze moje narzekanie jest bezpodstawne, albo że zaistniała sytuacja nie jest gorsza od innej.

Mieszkając w Finlandii, po jakimś czasie zaczęłam sobie narzekać, że jest za zimno. Powinno być już ciepło. Ceny są za wysokie, wszystko jest za drogie. I w sumie z jednej strony cieszyłam się z powrotu do naszego ciepłego kraju już o tej porze (tzn na początku czerwca).

Kiedy wróciłam oto takie niemiłe dla mnie sytuacje mnie spotkały, gdyż się od nich odzwyczaiłam a są rzeczą naturalną dziejącą się na co dzień u nas.

1. Pewnego dnia miałam wybrać się na nasz kochany uniwerek, z tym że do innej części miasta w której nigdy nie byłam. Po dotarciu do wydziału, przed drzwiami kłębili się studenci. Przyszłość naszego narodu. I cóż tam ciekawego usłyszałam ? - Kurwa, ja pierdole i tym podobne piękne słowa wypowiadane przez prawie wykształconych ludzi - naszych studentów. Odnalazłam szybko gabinet Pani profesor do której miałam się udać. Spora była kolejka, wiele osób czekało po wpis do indeksu.
Każdy po kolei wchodził i wychodził. Jeden student wyszedł i na cały głos przed gabinetem Pani profesor rzekł miłym tonem:

- I co ona mi tu wpisała ? Ona jest jebnięta ? No co ona mi tu wpisała.

Uuuu... Całkiem mądrze wypowiadać takie słowa tuż przed drzwiami. Niegdyś taki rzeczy w ogóle nie zauważałam a teraz? Teraz mnie to zaczyna strasznie denerwować. Potem jeszcze kilka razy słyszałam tą formułę. Wydaję mi się, że wiele osób ją już przyswoiło i wcale nie namyślając się tak za bardzo co mówi, po prostu ją wypowiada, jak wierszyk. Gdzie ona poszła, ona jest jebnięta? Co on zrobił, on jest jebnięty? Słowo Kurwa jako przecinek nam już nie wystarcza to przecież trzeba się posunąć w rozwoju kwiecistej mowy.

2. Wracam sobie z pewnego spotkania tramwajem. Obok siedzi dziewczyna a obok niej koleś, który wygląda jak dres. Gorzej, wygląda jak dinozaur zmutowany. Na moje oko dopiero co wyszedł z więzienia, łysy, sapiący, groźny. Brzydko się odzywa do dziewczyny. Każe jej wysiadać na przystanku pomimo, że ona nie chce. Chyba coś jej zabrał bo miał powieszone na ręku, nie wiem co to było ale chyba chciała to odzyskać. Wysiedli, ona nie chciała nigdzie iść ,stanęła. On złapał ją za torebkę i zaczął ciągnąć. W końcu za nim poszła. Parę osób się temu przyglądało stojąc na przejściu dla pieszych w tym i ja. Znieczulica społeczna nie trwała za długo bo kobieta jedna podeszła do rowerzysty i wydaję mi się, że go poprosiła aby śledził tą dziewczynę z tym kolesiem. Niemniej jednak przeraziło mnie to, że w biały dzień ludzie mogą doświadczać takich rzeczy. 

3. Kiedy wróciłam do kraju, przez parę pierwszych dni byłam trochę skołowana i nie do końca oswojona z językiem polskim nie używając go dość długi czas.Wolałam nigdzie nie wychodzić, ale dawni znajomi chcieli zobaczyć, też więc się zgodziłam. Do tego celu zmuszona byłam użyć komunikacji miejskiej, czego pożałowałam. Wracając do domu, zapomniałam wziąć portfela, który zostawiłam w domu znajomych. Kupiłam nawet bilet normalny myśląc, że skoro nie mam dokumentów to kupie normalny w razie czego. Wsiadłam do tramwaju, jadę sobie spokojnie a tu kanarzy, no i bileciki do kontroli. Oczywiście pech chciał, że jakoś dziwnym cudem zgubiłam gdzieś ten mój bilet i nie mogłam go za chiny znaleźć w żadnej kieszeni ani nigdzie.
- Nie mam biletu.
- No to dokumenty poproszę - usłyszałam. Świetnie dokumentów przecież też nie mam.
- Nie mam odpowiedziałam.
- Nie ma Pani ? A w torebce ? Otworzyłam i znalazłam tam moją fińską legitymację studencką. No to pomyślałam, że się może jakoś jeszcze z tego wybronię.
- Proszę. - Podałam im legitymację studencką.  Wiedziałam, że na zagraniczny dowód tożsamości nie mogą mi wypisać mandatu. Ale skoro i tak nie mam biletu ani żadnych dokumentów a Policja zazwyczaj do kanarów nie przyjeżdża to postanowiłam zadziałać w ten sposób skoro mam już tą legitymację fińską.
- Co to jest ? - Zapytali
- Legitymacja studencka.
- A jakiś polski dokument ?
- Nie mam , nie mieszkam w Polsce - Postanowiłam im sprzedać historię.
- To musi Pani zapłacić.
- Nie mam pieniędzy.
- I polskiego dokumentu też Pani nie ma ?

- Nie mam.
I tu zaczęli na mnie chamsko najeżdżać, co ja sobie tutaj myślę i robić sobie żarty. Dojechaliśmy do końcowego przystanku, oczywiście niby, że dzwonią na policję. Ucinają sobie ze mną dalej gadkę. Czym dłużej to trwało tym gorzej i bez kultury się zachowywali.
- A jak nie mam dokumentu to może im pokaże torebkę i co mam w środku ? I jak się okaże, że nie mam polskiego dokumentu to oni mnie puszczą...
- Że co proszę ? - Zaczynałam się zastawiać o co im tak właściwie chodzi.
- No pokaże nam Pani torebkę.
- Chyba nie mają panowie takiego prawa mi sprawdzać torebki. - odpowiedziałam, zastanawiając się, czy czasem nie próbują wykorzystać mojej historii o "nie zamieszkiwaniu w kraju i nie znajomości prawa".
- No tak nie mamy prawa, dlatego prosimy Panią o pokazanie jej nam. Jak nam Pani z własnej woli pokaże,to to nie jest bezprawne.
- Ale ja nie mam takiej woli i Panom nie pokaże.
- Dobrze, to tym razem dostaje Pani upomnienie. Rozumie Pani ? U PO MNIE NIE. To takie polskie słowo wie Pani ? Zna je Pani czy też może nie ?
- Znam. Dziękuje. - Odpowiedziałam zaciskając zęby, bo jeszcze chwila i bym im chyba przywaliła za te uprzejmości, które do mnie czynili. Zastanawiałam się też jaka to jest reprezentacja w stosunku do ludzi którzy rzeczywiście tu przyjeżdżają znając tylko trochę języka i takich " miłych" panów spotykają.

Okazało się, że jak wysiadaliśmy, to oni zauważyli, jak na moje dodatkowe nieszczęście, policję spisującą jakichś dresów gdzieś tam i stwierdzili, że skoro tak to może mnie jednak spiszą. To nic, że ja już dawno wysiadłam z tramwaju, i to nic , że mówiłam do policjanta, że mnie praktycznie zaatakowali nie wspominając o uprzejmości.

I jak się tak historia skończyła ? W końcu dostałam ten mandat i nikogo tak praktycznie nie obchodziło, jak zostałam potraktowana. Świetnie.

4. Sytuacja kolejna jest jeszcze milsza. Poszłam do pewnego urzędu załatwić pewną sprawę. Z powodu pewnych okoliczności wzięto mnie do biura i kazano poczekać. W biurze chodzili pracownicy i rozmawiali między sobą. Z rozmowy wywnioskowałam,że mają negatywny stosunek do pewnej osoby i knują jak tą osobę zwolnić. Doszli do takich wniosków, że aż mi się w głowie nie mieści jak ludzie mogą być tak złośliwi i wredni aby przeciwko siebie knuć w miejscu pracy. Aż się źle poczułam siedząc tam i słuchając tego...  

5.  W świetle tych wszystkich negatywnych zdarzeń, mogę znaleźć chociaż jedną pozytywną. 
Po powrocie jest niezmiernie dużo, do załatwienia na uczelni, głownie robota papierkowa, zaliczenia i inne takie formalności. Trzeba latać tu i tam, w tą i we w tą. Starałam się już jakoś przygotować mentalnie, że ludzie zawsze stwarzają jakieś problemy i trzeba się wyposażyć w anielską cierpliwość, której w sumie po Finlandii mi nie brakowało. Okazuje się, że jednak nie jest tak źle. Pracownicy na uczelni są mili. O. Coś nowego, co by się zmieniło przez cały rok mojego niebytu tutaj ? Rozumiem, że ludzie się czasem zmieniają i bywają milsi ale wszyscy ? Niemożliwe. 
I tak chodząc od jednej Pani profesor do drugiej,czy pana profesora, pytając się pań w sekretariacie, czy nawet w bibliotece wszyscy mieli podejście typu. "W czym mogę Ci pomóc drogi studencie i co mogę dla Ciebie zrobić ? Jeśli się pytasz to ja Ci na wszystko odpowiem i we wszystkim pomogę " . 
A nie podejście typu  " Słucham, czego chcesz kolejny człowieku zawracający mi głowę ? Nie widzisz, że ja nie mam czasu i tu ciężko pracuję chodząc sobie w tę i we wte i pusząc swe piórka? "
Nie wiem czy słowo "ERASMUS" tak działało, bo przecież tylko czasem go używałam i nie miałam wytatuowane tego na czole. Czy może w końcu dążymy do tego by "studentowi raczej pomóc" a nie go " zgnębić" jak to zazwyczaj bywało. Niezmiernie miło mi było nawet z niektórymi pracownikami, z którymi nawet się nie znałam wcześniej usiąść i tak jak ze znajomym porozmawiać, bez żadnych sugestii typu " ja jestem lepszy pan profesor a ty tylko głupi student" Niezmiernie to było miłe, aż do tego stopnia, że z chęcią zaczęłam chodzić i załatwiać te sprawy w pewnym momencie oczekując właściwie, że będą chcieli porozmawiać.

Podsumowując, ciesze się, że chociaż jeden aspekt życia tutaj, które teraz postrzegam inaczej jest na plus.

niedziela, 12 czerwca 2011

Czy ja jestem jeszcze polska czy już fińska ?

Wróciłam. 

Dziwne uczucie. Niby swój pokój poznaje, jakby się nic nie zmieniło, przecież niedawno go odwiedzałam. 

Wycieczka na uniwerek i pierwsze szoki. Nikt nie jest dla mnie miły! 
Tego się mogłam spodziewać. I to nie to że ktoś był specjalnie nie miły. Ja się chyba po prostu nauczyłam już żyć w milszym społeczeństwie.

Dobrze, że chociaż jest coś do roboty. Bo jak ma się czuć człowiek, który zniknął na rok i zawiązał nowe znajomości gdzie indziej porzucając poprzednie ? 

A może tak nie do końca są porzucone. Wykonałam parę telefonów do tych których kiedyś zwykłam nazywać przyjaciółmi. Oooo i nawet mnie poznali. Zastanawiam się czy moc przyjaźni należałoby teraz mierzyć za pomocą natężenia krzyku , czy innej reakcji spowodowanej tym że mnie ktoś zobaczył bądź usłyszał. Niemniej jednak miło takiego czegoś doświadczyć. Tym bardziej jak się wraca do miejsca gdzie niczego nie można się spodziewać, nie można się spodziewać, że ludzie będą ciągle na tym samym miejscu. 

Na początku jest strach przed spotykaniem ludzi. Polska mowa się trochę zdeformowała. Często występuję myślenie po angielsku i nawet bezmyślnie wypowiadam bądź jestem bliska wypowiedzenia czegoś po angielsku, a potem następuję wstyd. Aj... "Nie wiem jak to powiedzieć"

Lepiej trzymać się więc z dala na początku od ludzi, aby nie zaczęli postrzegać mnie jak "zarozumiałą zza granicy", która tylko pokazuje jak to zna dobrze język. No jeden może i zna, za to drugi się trochę wypaczył. Jednak parę dni wśród rodzinki i wszystko powinno wrócić do normy.

Oczywiście prawie wszystko, z rana słucham sobie nadal radia fińskiego. Mam ogromną ochotę pogadać z kimś po angielsku i to już jest raczej desperackie pragnienie. Obserwuję ludzi jak się zachowują.... Inaczej. 

To mnie denerwuje, proszę do mnie tyle nie mówić.

Proszę się mnie nie pytać.... Ja już jestem nie zdolna opowiadać przez 3 godziny co się wydarzyło a co nie.