niedziela, 26 grudnia 2010

"Odwrotny szok kulturowy "- czyli dlaczego nikt mi nie powiedział o readaptacji do naszej polskiej kultury?

To co przeżywam to chyba jakiś naturalny stan szoku kulturowego, czy po szoku, nie uczyłam się o tym ani nie słyszałam nic na ten temat ale wiem, że coś takiego istnieje. Kiedy przeprowadzasz się do innego kraju, przyzwyczajasz się do sposobu życia w danym kraju. Kiedy wracasz do danego kraju, to nie wygląda to tak jak powrót do domu z wycieczki szkolnej. Wszystko jest inne, nie twój tryb życia, wszystko Cię irytuje. I tak wszystko mnie tu denerwuje. Za dużo kolorów w moim pokoju, za małe mieszkanie, zaspy na drogach, za dużo hałasu wokoło i wszystko to występuje z powodu przyzwyczajenia do innego sposobu życia.


W Finlandii jest błoga cisza wszędzie. Upajasz się ciszą. Nie słychać samochodów korków, karetek, ruchu , szumu niczego. Nie posiadałam tam telewizora, więc żyłam w jeszcze większej ciszy. W Polsce nie mogę znieść teraz jak telewizor gra dłużej niż 2 godziny, ludzie przy stole gadają... baaa nawet krzyczą. Bo moja rodzinka ma dość donośne głosy. Jestem zmęczona słuchania jakby to Finowie nazwali " plecenia bzdur piąte przez dziesiąte" co my Polacy najczęściej czynimy rozmawiając rozprawiając i powtarzając wszystko 500 razy w 2 milionach różnych wersji. Tak samo tzw. " small talk" u Finów kompletnie nie występuję. Finowie nie rozmawiają o rzeczach niepotrzebnych, poprzez to mogą się czasem wydawać za osoby zimne. Jednak dochodzę do wniosku, że czasem mi to pasuje.


Dzięki Bogu mój fiński kolega podtrzymuje mnie na duchu i stwierdza, że to naturalny proces kiedy się mieszka w obcym kraju. To naturalne, że się wszystkiego na początku nienawidzi i że wszystko irytuje. Łatwiej jest jak się mieszka w kilku krajach, wtedy łatwiej zaakceptować własny kraj. Wspomniał też coś o Odwrotnym szoku kulturowym, czyli jednak istnieje taki proces.

Poszperałam trochę w necie i znalazłam :
Wśród osób przebywających za granicą dominuje przekonanie, że powrót do domu jest końcem wszelkich kłopotów emigranta, ponieważ oznacza powrót do siebie. W rzeczywistości przeżycia osób powracających są znacznie bardziej złożone. Niektóre osoby po powrocie do kraju przeżywają trudności re-adaptacyjne, czyli powrotny szok kulturowy.

Grupami, które doświadczają tego zjawiska są  zarówno osoby powracające z emigracji motywowanej ekonomicznie, pracownicy firm, którzy przebywali na długotrwałych kontraktach służbowych w obcym kraju, żołnierze powracający z misji zagranicznych, jak i studenci powracający nawet  po 1 lub 2 semestralnym pobycie za granicą w ramach programu Erasmus czy wolontariatu. Wielu powracającym trudno  jest na nowo odbudować swój świat  i znaleźć sobie w nim miejsce. Bardzo wiele dotychczasowych więzi uległo bowiem zniszczeniu, zaś trudności potęgowane są poprzez brak zrozumienia dla ich trudności i przeżytych doświadczeń zarówno ze strony grupy rodzinno-przyjacielskiej, jak i zawodowej.


Przyczyną trudności w odnalezieniu się po powrocie jest rozczarowanie tym, co spotyka nas w domu. Nie wynika to wyłącznie z rozczarowania relacjami  z osobami, które na nas czekały (chociaż  najczęściej tak sądzimy), ale ze zmian, jakie  zaszły podczas naszego pobytu za granicą, zarówno w nas, jak i w nich. - No pewnie, mam poczucie, że własny dziadek mnie nie poznaje, a z mojego pokoju zrobiono przechowywalnię kwiatów.


Skutkiem jest przeżywanie depresji, kompleksu niższości, niepewności, poczucie izolacji i wyalienowania. To chyba jeszcze tego nie odczułam... Tylko tak trochę mi smutno czasami.

Te informacje zostały zaczerpnięte ze strony :
http://powrotnik.gov.pl/powrotnik/poradnik_psychologiczny/co_oznacza_powrotny_szok_kulturowy 
Jeśli ktoś jest zainteresowany bardziej można sobie doczytać tam więcej informacji.

Znalazłam też dość ciekawą i praktyczną stronkę specjalnie przystosowaną dla Erasmusów dotyczącą szoku kulturowego i odwrotnego szoku kulturowego. Jestem niezmiernie szczęśliwa, że tam gdzie najpierw byłam w Finlandii - w Rovaniemi powiedziano nam o "szoku kulturowym" dokładnie objaśniono ze wszelkimi szczegółami na czym to polega i kiedy nadejdzie. Łatwiej zatem było to przetrwać mając świadomość, że to coś naturalnego co prawdopodobnie kiedyś minie i można sobie pomóc. O powrotnym szoku kulturowym dowiaduję się w momencie gdy go doświadczam i znieść to tak jest troszkę niemiło.

Niewiele osób spodziewa się zjawiska analogicznego do pierwotnej adaptacji kulturowej, które można nazwać odwrotnym szokiem kulturowym. Mało kto przygotowuje się na ten specyficzny stres spowodowany m.in. mentalnym idealizowaniem własnego domu (w czasie wyjazdu), zmieniającymi się pod twoją nieobecność realiami krajowymi, czy brakiem zrozumienia ze strony najbliższych.
Wszelkie rady jak sobie radzić i reszta do poczytania tu :
http://pl.erasm.us/poradnik-erasmusa/porada/162-Odwrotny_szok_kulturowy

Mam tylko nadzieję, że ta moja powtórna adaptacja się nie dokona, i że jak wrócę do Finlandii z powrotem to nie będę musiała się adaptować ponownie.

Niedawne wrażenia Fińskie

Żałuję, że nie spisywałam tych wszystkich zmian i spostrzeżeń bo obecnie chyba nie jestem już w stanie przywołać wszystkiego.

Mogę opisywać jedynie coś nowego co doświadczę i co mnie zszokuje.Postanowiłam to uczynić dzisiaj w skrócie.

- Finowie uznają czekoladę za coś ekstrawaganckiego i wyśmienitego - kupno czekoladowych cukierków to święto lasu.

- Finowie wrzucają fotki z Wigilii na Facebooka..... To już dla mnie jakaś paranoja, fotografować prezenty, rozpakowywanie prezentów i co kto dostał. 

Jak wyglądają Finki można zobaczyć tutaj na filmie, mniej więcej to taki typ urody .Mówi  ona też o Polsce  i różnicach. Można posłuchać tutaj : 


sobota, 25 grudnia 2010

Powrót do Polski = kolejny szok kulturowy

Tak mi się dobrze żyję w tej Finlandii, że nawet nie miałam czasu pospisywać tego wszystkiego co tam się działo. Ciężka to praca takie spisywanie. W dodatku rozwalił mi się komputer i większość moich wspomnień została przetrawiona... ach jaka szkoda. Nauczka z tego taka, że lenistwo trzeba przezwyciężać zawsze i fotki przegrywać w przynajmniej 3 różne miejsca.

Pocieszam się jednak tym, że parę fotek i filmików które wrzuciłam gdzieś w Internet mi zostało a resztę misiów polarnych, reniferów i tym podobnych mam w pamięci swojej lub gdzieś upchane.




Poza tym na Uniwerku w Finlandii każdy ma swoje konto i miejsce na serwerze i można tam zostawiać pewne rzeczy, dlatego to też wszystkie fotki które mi zostały włożyłam tam w razie zaginięcia i oczywiście zapomniałam je nagrać na cokolwiek by je zabrać do Polski, ale to nic jak wrócę to je wydobędę.

-Wróciłam do Polski na święta i odkryłam , że to co było dla mnie na samym początku fascynujące, nowe i tak super świetne na ten obecny moment nie stanowi dla mnie czegoś szczególnego. Co więcej nie zauważam, że owa rzecz jest już taka świetna, jest typowa normalna. Co więcej po powrocie do kraju zauważam różnice w Polsce i w polskim sposobie życia. Masakra jednym słowem, bo tak się odzwyczaiłam od pewnych zachowań tutaj, że teraz kiedy je spotykam lub doświadczam to przypominają mi się i następuje taka reakcja " No tak tak to już tu jest... to ciekawe, że o tym zapomniałam."

- Płynąc promem na którym było więcej Polaków niż Finów, i w dodatku więcej pracowników fizycznych i tirowców niż jakichś turystów (bo kto swoją drogą podróżują w taką pizgawicę do/z Finlandii jak tam -30C) natknęłam się polską elitę wykazującą maksimum dobrego wychowania i kultury. Panowie zaczęli rozmawiać w miejscu publicznym przy barze jak to podrywali jakie laski, jaka laska miała jakie balony i co z nimi robili. Ugh.. Zniesmaczenie me się powiększyło gdy oczywiście usłyszałam milion razy najpopularniejsze polskie przekleństwo... Chyba nie ma takiego państwa na świecie, w którym Polacy dokonali inwazji i rdzenni mieszkańcy tego państwa nie znaliby tego cudownego słowa. No cóż nie wiem czy to dobry obraz, pierwszy obraz mojego rodzinnego kraju po paru miesiącach niebytu tu.



- Mam problemy z językiem polskim. Spodziewałam się, że tak będzie po przyjeździe, przynajmniej parę dni na początku. Zawsze doświadczałam tego zjawiska po powrocie z moich podróży. Te jednak trwały 2, 3 tygodnie a nie miesiące i podczas nich rozmawiałam ciągle po polsku. W tym wypadku dość rzadko to występowało. Odwiedziłam zatem koleżanki pierwszego dnia po przyjeździe (ach , jak cudownie , że ktoś mnie w tym kraju jeszcze pamięta :D ), następnego poszłam się przejść po markecie tak bez celu dla zapoznania się i doszłam do wniosku, że jak ktoś za szybko mówi to ja tego nie rozumiem. Nie tyle co nie rozumiem ale mój mózg nie odbiera słowotoku, nie rozróżnia słów. Niedobrze. Nawet pisząc w tej chwili tego bloga musiałam użyć słownika aby przetłumaczyć sobie z języka angielskiego pewne słowo bo nie pamiętam jak najlepiej oddać można tego sens po polsku.

- Jeśli już pisałam o przekleństwach to Finowie mają jedno takie słowo, które nie wiem jak się piszę ale wymawia się mniej więcej jak nasze polskie "Chuj". Z tymże fińskie "hui" z fińskim akcentem nie do końca brzmi tak jak po polsku i oznacza tyle co "Oj". Moi mili znajomi Finowie,jak chcą mnie podenerwować wymawiają je po stokrotnie wiedząc, że dla mnie jest ono okrutne.

- Wszędzie pełno śniegu.... świat zawalony śniegiem i meega zaspy... Jak poszłam do miasta to w jedną nawet wpadłam bo si zagapiłam, i generalnie muszę wysiadać w zaspy.Moje fińskie buty oczywiście przyjmują każdą ilość soli al nie są przystosowane na takie zżeranie... W Finlandii się soli nie używa. Na ulicach jest lód i ewentualnie piasku trochę, a kierowcy mają opony z kolcami. Zresztą mój rower też ma kolce w oponie jednej co bym mogła śmigać po tych zlodowaciałych alejkach i powiem wam, że to o wiele bezpieczniejsze jeździć na tym rowerze niż chodzić.


- Mieszkam tam w gigantycznym mieszkaniu z gigantycznym pokojem i zawsze mi się wydawało, że mam dość duże mieszkanie. Przez pierwsze 3 dni miałam tu klaustrofobię i poczucie bycia w klatce. Co więcej za dużo tu kolorów, za dużo tu pierdół i ozdób.Wydaję mi się, że mam takie poczucie z takiego powodu, że tam nie mam aż tak kolorowo i nie jest tak to wszystko udekorowane. Rodzice też postawili chyba wszystkie kwiaty doniczkowe i wysokie na stojakach w moim pokoju co też spowodowało szok bo poczułam się jak w buszu... tam brakuje mi kwiatów w pokoju i w sumie mam jednego malutkiego wrzosa, ale inne kwiaty by tam nie przetrwały z powodu braku światła słonecznego. W urzędach, sklepach i wszelakich wnętrzach zazwyczaj stoją sztuczne kwiaty, które są też drogie nie wiadomo dlaczego.

- Narzekałam, że tam mam 10 minut do centrum miasta w Finlandii, a tutaj przez te korki żeby się gdziekolwiek dostać samochodem to jakieś 30 minut potrzeba, jednak raduje mnie słuchanie radia samochodowego w tym czasie. W Vaasie jak się nie ma samochodu to ciężka sprawa dostać się gdzieś dalej, można też rowerem zimą co zazwyczaj wszyscy robią i co latem jest zbawieniem. Tak więc studenci zazwyczaj ograniczają się do centrum i okolic.



niedziela, 10 października 2010

Uniwersytet Lapoński - ładniejszy niż hotel ?

Przybywając na uniwerek w Rovaniemi nie wyróżnia się on niczym szczególnym z zewnątrz. Jeśli jednak wchodzimy do środka to oczom się nie chcę wierzyć , że jest to tak naprawdę Uniwersytet. Jak dla mnie to wygląda on wewnątrz bardziej jak hotel...czy komfortowe mieszkanie. Wszystko jest takie kolorowe , ładne zadbane i przede wszystkim przyjazne dla człowieka. Można tam nawet spać... Zresztą zobaczcie sami... Tour de uniwersytet w Rovaniemi :)

 

O fińskiej pogodzie, o ludziach i nauczycielu fińskiego...


*Jeśli chodzi o pogodę to jest ona bardzo zmienna. Trzeba być strasznie na to przygotowanym. Rano często bywa zimnawo, po godzinę potrafi wyjrzeć słońce i nagle z 17 stopni zrobić się 30 stopni gdzie można iść i pokąpać się w jeziorku a następnie może zacząć padać deszcz i wystąpić burza. Z tego powodu trzeba być przygotowanym na każde warunki pogodowe i nosić ze sobą wszystko co jest potrzebne na każdą ewentualność oczywiście wodoodporne.

* Jeśli chodzi o ludzi, to chyba jednak wyróżniam się trochę z tłumu urodą bo każdy zauważa, że jestem z Polski nawet nie pytając się za bardzo. Dzisiaj na wykładzie kiedy mówiliśmy o różnicach kulturowych między Finami a innymi narodowościami to od razu nasz teacher odgadł, że jestem z Polski. Także ludzie którzy tutaj są razem ze mną i uczą się języka twierdzą, że wystarczy spojrzeć na mnie i w moje oczy. Bawi mnie zachowanie Niemców bo oni najbardziej „dają mi w kość na tym polu”. Ale z jednej strony jest to całkiem miłe, bo cokolwiek Iska potrzebuje to Iska otrzymuje. I tak dwóch tęgich Niemców pomogło mi wnieść kanapę do mojego mieszkanka, pomogło heh… wnieśli ją a ja tylko mówiłam co gdzie i jak. Generalnie ktoś codziennie robi kolację, i nie muszę się trudzić i zawsze mnie zapraszają abym zjadła. Aczkolwiek sądzę, że to w podzięce za wieczorek który zorganizowałam w swoim mieszkanku i naszykowałam omlety wytrawne dla wszystkich i czym się wielce zajadali.


*Nauczyciel fińskiego jest bardzo specyficzny. Jest blondynem, typowym finem. I mówi dość cicho, nieśmiało nie pyta się personalnie. Na początku w ogóle nie pamiętał naszych imion. Moje imię zapamiętał chyba pierwsze bo też tak się zwrócił do mnie. 
Dowiedziałam się na wykładzie, że w Finlandii nie można wywoływać Finów do odpowiedzi imiennie bo to ich strasznie peszy. Zazwyczaj jest tak, że siedzą cicho i nie odzywają się dopóki nie znają perfekcyjnej odpowiedzi której są w 100% pewni. Bardzo obawiają się publicznego ośmieszenia, Jeśli chodzi o zaś o zachowanie na zajęciach, to po wykładzie są różniste zachowania jeśli chodzi o podziękowanie za wykład czy zajęcia,niektórzy pukają w stół, niektórzy klaszczą, a inni nic nie robią.

wtorek, 5 października 2010

Bezsenne białe noce

Minął tydzień a ja jeszcze nie miałam czasu popadnie się wyspać, zrobić porządku pouczyć się fińskiego, bo ciągle mamy coś zorganizowane a wieczorami spotykamy się na pogawędki. I z tegoż powodu, że się tutaj nigdy ciemno nie robi i jest prawie tak samo jasno jak w dzień to nie ma się takiego poczucia, że już jest późno więc praktycznie nie ma potrzeby chodzenia spać. Często zatem chodzę spać o 3,4 czy 6 rano dopiero i nawet jak pośpię 3,4 godziny to nie odczuwam jakoś zmęczenia.


Z tego powodu, że jest tutaj zawsze jasno nawet w nocy w sierpniu poradzono mi abym zakupiła sobie taką opaskę na oczy, żebym mogła zasnąć. Próbowałam sobie wybrać najciemniejszą, czarną o napis jakoś za bardzo nie dbałam. Pewien uroczy Niemiec zwany Andreas oczywiście się z nią zakolegował... No jakże by mogło być inaczej, tym bardziej że orgazm to słowo które znajduje się chyba w grupie tematów uwielbianych przez Niemców.

sobota, 2 października 2010

Droga na uniwerek

Z Kuntotie - osiedla czy ulicy na której mieszkamy na Uniwerek jest jakieś 3 - 4 km. Nic w tym trudnego kiedy się wstaję o godzinie 8 i podąża w tamtą stronę na rowerze bo jest z górki. Gorzej jak się wraca i pod tą górkę trzeba podjechać. To jest dopiero masakra.

czwartek, 30 września 2010

Pierwsze kroki w Rovaniemi

Od naszego miejsca odchodzi wiele rożnych dróg w rożnych kierunkach zazwyczaj do lasu. Na niektórych ścieżkach można znaleźć bardzo ładne tereny rekreacyjne… polecam tym, którzy się kochają w przyrodzie i zróżnicowanym ukształtowaniu terenu. 




Gdzieniegdzie są takie ładne domki bardzo malownicze i wypracowane z ładnymi ogródkami. Ogólnie mam plan zwiedzić każdą z tych dróżek, jednak dotychczas miałam stracha w ogóle ruszać się gdziekolwiek sama, wiec przez pierwsze 3, 4 dni chodziliśmy wszyscy razem grupie, bo mało kto znal drogę do domu, pomimo ze mieliśmy mapę. 





Jest tu trochę inaczej niż w takim typowym mieście. W mieście są znaki, oznakowane są ulice są jakieś charakterystyczne punkty, zawsze można kogoś zapytać. W Rovaniemi nie. Są ścieżki leśne, dróżki są inaczej oznakowane, a ponadto w języku fińskim. Co więcej mało kogo tu widać może paru ludzie na godzinę jeśli chodzi o te tereny poza centrum. 




Ale teraz, kiedy już mniej więcej wiem jak dotrzeć do domu na uniwerek i do miasta to jestem bardziej skłonna wyruszyć na takie jednoosobowe lub dwuosobowe zwiedzanie, problem w tym, że jak dotąd nie ma czasu, bądź siły. Bo tak to bywa, że na Erasmusie się nie ma czasu na nic.


środa, 29 września 2010

Zapoznanie z Rovaniemi

Zapoznanie z Finlandia. A tak naprawdę z Rovaniemi jest niezwykle przyjemne. Same drzewa roślinność i krzewy dookoła. Czuję się przynajmniej tak jakbym była w zacisznym zakątku świata. Mieszkamy na osiedlu studenckim zwanym Kuntotie. Mieszkają tu wszyscy studenci blok przy bloku. Położenie jest to dość fajne z tego powodu, że jesteśmy oddaleni od centrum miasta o jakieś 3,4 km. Mieszkamy w środowisku leśnym i to bardzo leśnym i możemy tu czynić cuda i widy i nie przeszkadzamy mieszkańcom.


Możemy wyjść na zewnątrz i zawsze spotkać kogoś szwendającego się. Odczucie, jakie się tu ma można porównać z tym, kiedy się jedzie nad nasze polskie morze bałtyckie i odpoczywa się tam. Jest taki specyficzny klimat. Tutaj tez jest taki specyficzny klimat. Ale najbardziej można to porównać z momentem, kiedy się w Polsce idzie na plaże i przechodzi przez las. Dokładnie tak tu wyglądają osiedla- są w lesie wszędzie las i drzewa. Dużo tlenu…i wszędzie jeziorka jeziorka  jeziorka…





wtorek, 28 września 2010

Rovaniemi - Mój pokój



Wszystko tutaj jest inne.Takie bardzo praktyczne. Odkryłam dziś np., że w mojej kuchni wstawili jakąś dziwną szafkę z półkami, które są za małe. I olśniło mnie dopiero jak byłam u kogoś innego w pokoju, ze jedna szuflada robi za deskę do krojenia.



Pokój jest bardzo ładny. No jak na polskie warunki bardzo ładny. Trafili nawet w mój kolorystyczny gust. 
Mam zielone meble. Pokój jest bardzo Duzy, można by tu przynajmniej jeszcze jedno łóżko wstawić. Na początku był chaos jak to się mówi i nic nie było w tym pokoju oprócz podstawowych mebli taka pustka. A ze ja w pustce żyć nie lubię postawiłam sobie jakoś udekorować mój pokoik. Kupiłam wiec poliesterowy kocyk tez w kolorze zielonym na kołdrę za 10 euro, czyli bardzo tanio jak na fińskie warunki. Parę sztucznych czerwonych kwiatków, które wsadziłam w lampkę nocna, która nie działa, bo nie ma żarówki a ja nigdzie jakimś cudem nie mogę jej znaleźć, no i za 1 euro takie maty na stoły zielone z koniczynkami z materiału. Dwie z nich powiesiłam na ścianach i od razu się ładniej zrobiło. A jedna położyłam na stół. Niestety mój pokój jest trochę dziwny jeśli chodzi o położenie bo od wejście schodzi się do piwnicy aby się do mnie dostać. Natomiast z drugiej strony mam balkon, który wychodzi na ziemie, tzw. ground floor to jest. 



Na początku się obawiałam ze mnie okradną bo przecież można przez balkon wejść do domu, ale tutaj ludzie są naprawdę mili i spokojni i jak cos kradną to tylko obcokrajowcy.  Ogólnie jest git tylko trochę śmierdziało mi w pokoju od wilgoci… i toaleta mi przecieka i mam tylko 21 stopni w pokoju, co dla mnie jest troszkę za zimno… Taki Duzy obszar trudno jest ogrzać sama para pochodzącą ze mnie. 

No i trochę opisu słownego mojego pokoju i tego co tam znalazłam :) Miłego oglądania

czwartek, 16 września 2010

Długa droga przed nami...

Spakowana udałam się na lotnisko w Warszawie.  W życiu nie widziałam brzydszego miejsca jak Warszawa. Ugh... Lotnisko też okropne. A w dodatku musiałam wypakować parę rzeczy bo byłą za ciężka walizka.  I tak ubrana w 30 stopniowym upale w 5 swetrów dostałam się na pokład samolotu. Mini samolotu....


Nie polecam Air Baltic. Niedość, że zapłaciłam horendalną sumę za bilet to komfort lotu nie za bardzo. Poza tym pomotali się. Kiedy dolecieliśmy do Rygi by się przesiąść na samolot do Rovaniemi okazało się, że sprzedali za dużo jeden bilet i ktoś z nas kursowiczów musi zrezygnować...... szukali kogoś i każdego po kolei się pytali czy może jednak by dziś nie poleciał. Także mnie...bo w sumie to sama kupowałam bilet.. heh. W końcu jeden niemiec się zdecydował. Oczywiście zapłącili mu za hotel i dali jakiś bilet na dodatkowe loty..ale następnego dnia zgubili jego bagaż. Porażka po prostu.
 
Out of topic: Z powodu tego, że nie starczyło mi czasu na umieszczenie wszystkiego co chciałam tutaj z mojego pobytu w ROVANIEMI,  czas się posuwa i  nadal nie mam czasu powrócić do przeszłość a chciałabym byc w miaę na bieżąco postanowiłam tu opublikować wszytsko to co udało mi się stworzyć gdzieś w danym określonym czasie ale z pwoodu brak Internetu nie opublikowałam tego tu. Postaram się niczego nie zmieniać, aby oddać emocje które mną miotały w danym momenncie. Także proszę mi wybaczyć wszlekie błędy stylistyczne :) iżyczę miłęgo czytaniua i oglądania.

Parę fotek z lotu do Rovaniemi. Chmurki zachód słońca i niesamowite wrażenie, że ziemia jednak jest okrągła, sądzę że dotarliśmy do dość widocznego punktu załamania czy zaokrąglenia się ziemi i można było to dostrzec gołym okiem docierając do Rovaniemi :))

Mam naprawdę masę filmów i masę zdjęć i nie jestem w stanie tego na dzień dzisiejszy posegregować i tutaj umieścić wszystkiego tak jak chciałam, wybaczcie:) Pozdrawiam i życzę miłego czytania.







czwartek, 29 lipca 2010

Finlandia - na początku byl chaos

Jeśli komuś przyjdzie do głowy wybierać się na Erasmusa niechaj się dwa razy zastanowi. Nie wie jeszcze przez ile przeszkód barier i trudności będzie się musiał przebić. Nie... ja broń boże nikogo nie zniechęcam. Tylko uświadamiam, że to przedsięwzięcie dla ludzi wytrwałych i  o mocnych nerwach.

Trzeba załatwić bardzo wiele formalności. Kontaktować się z uczelnią zagraniczną mailowo zazwyczaj co oznacza obowiązkową znajomość języka obcego. Latać po dziekanatach, doktorach, profesorach i innych takich podobnych. I najlepiej wszystko podwójnie kserować, bo wiele rzeczy w naturze ginie. I kiedy tak naprawdę ma się poczucie, że to wszystko to się okazuje że zostaje jeszcze dwa tysiące innych rzeczy do zrobienia.

Niewielu pewnie wie, że program "Erasmus" pochodzi już z dawnych czasów, a konkretniej z czasów Erazma z Rotterdamu. Był to uczony filozof, który podróżował po Europie po to by rozwijać swoją wiedzę. I właśnie taka jest idea tego programu. Ideą jest także to,że wyjeżdżają na niego zazwyczaj ludzie z dobrą średnią a ponaddto zostają dofinansowywani.

Z punktu widzenia logicznego, praktycznie każdy żyjący człowiek może sobie na takie coś pozwolić. Ale tylko w teorii.  Z własnego doświadczenia zauważam, że na Erasmusa mogą pojechać tylko ludzie , którzy mają dużą ilość swoich własnych pieniędzy. Bo to , że się otrzymuje stypendium nie wyklucza kosztów dodatkowych takich jakby ukrytych o których się w ogóle nie wspomina. Chodzi mi tu o takie koszty jak samo przygotowanie się do podróży, ubrania czy inne potrzebne rzeczy, opłacenie transportu, często kaucji za wynajem pokoju. Te wszystkie rzeczy muszą być początkowo pokryte z własnej kieszeni, a zależnie od kraju tanie nie są.

Zapisałam się na Erasmusa do Finlandii. Żeby było ciekawiej na kurs językowy w sierpniu do Rovaniemi wioski świętego mikołaja, i na studia do miasteczka Vaasa.

O ile miasteczko kursu językowego można było sobie wybrać to miejsca studiów już nie. Wybrałam Rovaniemi na kurs językowy ponieważ jest to serce Laponii. Chce zobaczyć przez miesiąc jak się żyje na kole podbiegunowym i nauczyć się języka fińskiego, chociaż odrobinę. No to może być trochę trudne przez miesiąc ale będąc "wśród swoich" szybciej się pojmuje język. Tym bardziej, że ja zawsze miałam głowę do języków obcych - to dzięki "Scrabble" w dzieciństwie.Miasteczko Vaasa należy tak jakby do szwedzkiej mniejszości mieszkających tam Finów. Co oznacza tyle, że bardzo wielu ludzi mówi tam po szwedzku, w pracy urzędach czy szkołach. Dzięki temu będę się miała okazję nauczyć drugiego języka - języka szwedzkiego i z pewnością nauczę się go lepiej niż fińskiego bo mam nadzieję się go uczyć rok.

Z samego początku zostałam miło potraktowana przez ludzi zajmujących się tam załatwianiem tego i koordynowaniem. Otrzymałam powitalne paczki pełne różności, książeczek i informacji które mogą się przydać, wskazówek. To bardzo miło z ich strony, że traktują człowieka - studenta z jakimś tam szacunkiem. :) Ponadto do koordynatorów można pisać osobiście i na pewno odpowiedzą. Nie ma tam takiego stopnia formalizacji zwracania się do ludzi jak w Polsce.

Kiedy wszystko się załatwi, odbierze stypendium i jest się gotowym do drogi. Warto skorzystać z Couchsurfingu. Ludzie w tym systemie są bardzo pomocni nie tylko pomogą nam we wszelkiego rodzaju sprawach, ale też mogą przenocować czy coś pożyczyć.

Z racji tego, że tak naprawdę mieszkanie mam dopiero od 1 sierpnia a samolot, którym lecę do Rovaniemi ( dokładnie z Warszawy przez Rygę) i będę w Rovaniemi dopiero o 23:45 postanowiłam skorzystać z tej pomocy. Znalazłam Fina, który nie tylko użyczy mi kanapy w swoim mieszkaniu na tą noc , ale także odbierze mnie z lotniska (przy czym zaoszczędzę 10 euro) A ponadto poznam Fina ;) I być może będę miała dobrego przewodnika miejscowego :))

Co więcej ? Niestety w Rovaniemi nie oferują wyposażenia żadnego w pokojach oprócz łoża i szafki i mam nadzieję stolika jakiegoś. To oznacza tyle, że kołdrę poduszkę i pościel trzeba mieć swoją. Raczej nikt nie jest w stanie tego wziąć ze sobą. Dobrym wyjściem jest śpiwór. Ale i tutaj z pomocą przyszedł mi Couchsurfing, dałam ogłoszenie na forum i zgłosił się Polak mieszkający na stałe w Rovaniemi, z tym że użyczy mi na ten miesiąc kołdrę. Ta sama sprawa z rowerem, gdyż transport tam jest nie bardzo znośny a ponadto bardzo drogi. Zamiast więc tracić pieniądze na kupno roweru czy bilety mam możliwość pożyczenia tego na ten miesiąc. To samo tyczy się naczyń. Jeszcze tego z nikim nie ustalałam, ale grunt to pozytywne myślenie jak to mawia mój osobisty motywator ;D Jak sobie wykreujesz rzeczywistość taki program jej nadasz. Sądzę wiec, że chyba nie będzie problemu by pożyczyć od kogoś z mieszkańców jednego kubka i talerza i sztućców , no przynajmniej na pierwsze dni. Tyle o Rovaniemi. Vaasa na razie śpi jeśli chodzi o pomoc wszelaką, ale mam nadzieje, że to się zmieni do czasu jak tam dotrę czyli jakoś we wrześniu i ktoś mi pożyczy rower jakiś używany. Wierzę , że jest tam ktoś kto go nie potrzebuje :))

A teraz wracam do pakowania i przygotowań... ugh...