sobota, 25 grudnia 2010

Powrót do Polski = kolejny szok kulturowy

Tak mi się dobrze żyję w tej Finlandii, że nawet nie miałam czasu pospisywać tego wszystkiego co tam się działo. Ciężka to praca takie spisywanie. W dodatku rozwalił mi się komputer i większość moich wspomnień została przetrawiona... ach jaka szkoda. Nauczka z tego taka, że lenistwo trzeba przezwyciężać zawsze i fotki przegrywać w przynajmniej 3 różne miejsca.

Pocieszam się jednak tym, że parę fotek i filmików które wrzuciłam gdzieś w Internet mi zostało a resztę misiów polarnych, reniferów i tym podobnych mam w pamięci swojej lub gdzieś upchane.




Poza tym na Uniwerku w Finlandii każdy ma swoje konto i miejsce na serwerze i można tam zostawiać pewne rzeczy, dlatego to też wszystkie fotki które mi zostały włożyłam tam w razie zaginięcia i oczywiście zapomniałam je nagrać na cokolwiek by je zabrać do Polski, ale to nic jak wrócę to je wydobędę.

-Wróciłam do Polski na święta i odkryłam , że to co było dla mnie na samym początku fascynujące, nowe i tak super świetne na ten obecny moment nie stanowi dla mnie czegoś szczególnego. Co więcej nie zauważam, że owa rzecz jest już taka świetna, jest typowa normalna. Co więcej po powrocie do kraju zauważam różnice w Polsce i w polskim sposobie życia. Masakra jednym słowem, bo tak się odzwyczaiłam od pewnych zachowań tutaj, że teraz kiedy je spotykam lub doświadczam to przypominają mi się i następuje taka reakcja " No tak tak to już tu jest... to ciekawe, że o tym zapomniałam."

- Płynąc promem na którym było więcej Polaków niż Finów, i w dodatku więcej pracowników fizycznych i tirowców niż jakichś turystów (bo kto swoją drogą podróżują w taką pizgawicę do/z Finlandii jak tam -30C) natknęłam się polską elitę wykazującą maksimum dobrego wychowania i kultury. Panowie zaczęli rozmawiać w miejscu publicznym przy barze jak to podrywali jakie laski, jaka laska miała jakie balony i co z nimi robili. Ugh.. Zniesmaczenie me się powiększyło gdy oczywiście usłyszałam milion razy najpopularniejsze polskie przekleństwo... Chyba nie ma takiego państwa na świecie, w którym Polacy dokonali inwazji i rdzenni mieszkańcy tego państwa nie znaliby tego cudownego słowa. No cóż nie wiem czy to dobry obraz, pierwszy obraz mojego rodzinnego kraju po paru miesiącach niebytu tu.



- Mam problemy z językiem polskim. Spodziewałam się, że tak będzie po przyjeździe, przynajmniej parę dni na początku. Zawsze doświadczałam tego zjawiska po powrocie z moich podróży. Te jednak trwały 2, 3 tygodnie a nie miesiące i podczas nich rozmawiałam ciągle po polsku. W tym wypadku dość rzadko to występowało. Odwiedziłam zatem koleżanki pierwszego dnia po przyjeździe (ach , jak cudownie , że ktoś mnie w tym kraju jeszcze pamięta :D ), następnego poszłam się przejść po markecie tak bez celu dla zapoznania się i doszłam do wniosku, że jak ktoś za szybko mówi to ja tego nie rozumiem. Nie tyle co nie rozumiem ale mój mózg nie odbiera słowotoku, nie rozróżnia słów. Niedobrze. Nawet pisząc w tej chwili tego bloga musiałam użyć słownika aby przetłumaczyć sobie z języka angielskiego pewne słowo bo nie pamiętam jak najlepiej oddać można tego sens po polsku.

- Jeśli już pisałam o przekleństwach to Finowie mają jedno takie słowo, które nie wiem jak się piszę ale wymawia się mniej więcej jak nasze polskie "Chuj". Z tymże fińskie "hui" z fińskim akcentem nie do końca brzmi tak jak po polsku i oznacza tyle co "Oj". Moi mili znajomi Finowie,jak chcą mnie podenerwować wymawiają je po stokrotnie wiedząc, że dla mnie jest ono okrutne.

- Wszędzie pełno śniegu.... świat zawalony śniegiem i meega zaspy... Jak poszłam do miasta to w jedną nawet wpadłam bo si zagapiłam, i generalnie muszę wysiadać w zaspy.Moje fińskie buty oczywiście przyjmują każdą ilość soli al nie są przystosowane na takie zżeranie... W Finlandii się soli nie używa. Na ulicach jest lód i ewentualnie piasku trochę, a kierowcy mają opony z kolcami. Zresztą mój rower też ma kolce w oponie jednej co bym mogła śmigać po tych zlodowaciałych alejkach i powiem wam, że to o wiele bezpieczniejsze jeździć na tym rowerze niż chodzić.


- Mieszkam tam w gigantycznym mieszkaniu z gigantycznym pokojem i zawsze mi się wydawało, że mam dość duże mieszkanie. Przez pierwsze 3 dni miałam tu klaustrofobię i poczucie bycia w klatce. Co więcej za dużo tu kolorów, za dużo tu pierdół i ozdób.Wydaję mi się, że mam takie poczucie z takiego powodu, że tam nie mam aż tak kolorowo i nie jest tak to wszystko udekorowane. Rodzice też postawili chyba wszystkie kwiaty doniczkowe i wysokie na stojakach w moim pokoju co też spowodowało szok bo poczułam się jak w buszu... tam brakuje mi kwiatów w pokoju i w sumie mam jednego malutkiego wrzosa, ale inne kwiaty by tam nie przetrwały z powodu braku światła słonecznego. W urzędach, sklepach i wszelakich wnętrzach zazwyczaj stoją sztuczne kwiaty, które są też drogie nie wiadomo dlaczego.

- Narzekałam, że tam mam 10 minut do centrum miasta w Finlandii, a tutaj przez te korki żeby się gdziekolwiek dostać samochodem to jakieś 30 minut potrzeba, jednak raduje mnie słuchanie radia samochodowego w tym czasie. W Vaasie jak się nie ma samochodu to ciężka sprawa dostać się gdzieś dalej, można też rowerem zimą co zazwyczaj wszyscy robią i co latem jest zbawieniem. Tak więc studenci zazwyczaj ograniczają się do centrum i okolic.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz