niedziela, 26 grudnia 2010

"Odwrotny szok kulturowy "- czyli dlaczego nikt mi nie powiedział o readaptacji do naszej polskiej kultury?

To co przeżywam to chyba jakiś naturalny stan szoku kulturowego, czy po szoku, nie uczyłam się o tym ani nie słyszałam nic na ten temat ale wiem, że coś takiego istnieje. Kiedy przeprowadzasz się do innego kraju, przyzwyczajasz się do sposobu życia w danym kraju. Kiedy wracasz do danego kraju, to nie wygląda to tak jak powrót do domu z wycieczki szkolnej. Wszystko jest inne, nie twój tryb życia, wszystko Cię irytuje. I tak wszystko mnie tu denerwuje. Za dużo kolorów w moim pokoju, za małe mieszkanie, zaspy na drogach, za dużo hałasu wokoło i wszystko to występuje z powodu przyzwyczajenia do innego sposobu życia.


W Finlandii jest błoga cisza wszędzie. Upajasz się ciszą. Nie słychać samochodów korków, karetek, ruchu , szumu niczego. Nie posiadałam tam telewizora, więc żyłam w jeszcze większej ciszy. W Polsce nie mogę znieść teraz jak telewizor gra dłużej niż 2 godziny, ludzie przy stole gadają... baaa nawet krzyczą. Bo moja rodzinka ma dość donośne głosy. Jestem zmęczona słuchania jakby to Finowie nazwali " plecenia bzdur piąte przez dziesiąte" co my Polacy najczęściej czynimy rozmawiając rozprawiając i powtarzając wszystko 500 razy w 2 milionach różnych wersji. Tak samo tzw. " small talk" u Finów kompletnie nie występuję. Finowie nie rozmawiają o rzeczach niepotrzebnych, poprzez to mogą się czasem wydawać za osoby zimne. Jednak dochodzę do wniosku, że czasem mi to pasuje.


Dzięki Bogu mój fiński kolega podtrzymuje mnie na duchu i stwierdza, że to naturalny proces kiedy się mieszka w obcym kraju. To naturalne, że się wszystkiego na początku nienawidzi i że wszystko irytuje. Łatwiej jest jak się mieszka w kilku krajach, wtedy łatwiej zaakceptować własny kraj. Wspomniał też coś o Odwrotnym szoku kulturowym, czyli jednak istnieje taki proces.

Poszperałam trochę w necie i znalazłam :
Wśród osób przebywających za granicą dominuje przekonanie, że powrót do domu jest końcem wszelkich kłopotów emigranta, ponieważ oznacza powrót do siebie. W rzeczywistości przeżycia osób powracających są znacznie bardziej złożone. Niektóre osoby po powrocie do kraju przeżywają trudności re-adaptacyjne, czyli powrotny szok kulturowy.

Grupami, które doświadczają tego zjawiska są  zarówno osoby powracające z emigracji motywowanej ekonomicznie, pracownicy firm, którzy przebywali na długotrwałych kontraktach służbowych w obcym kraju, żołnierze powracający z misji zagranicznych, jak i studenci powracający nawet  po 1 lub 2 semestralnym pobycie za granicą w ramach programu Erasmus czy wolontariatu. Wielu powracającym trudno  jest na nowo odbudować swój świat  i znaleźć sobie w nim miejsce. Bardzo wiele dotychczasowych więzi uległo bowiem zniszczeniu, zaś trudności potęgowane są poprzez brak zrozumienia dla ich trudności i przeżytych doświadczeń zarówno ze strony grupy rodzinno-przyjacielskiej, jak i zawodowej.


Przyczyną trudności w odnalezieniu się po powrocie jest rozczarowanie tym, co spotyka nas w domu. Nie wynika to wyłącznie z rozczarowania relacjami  z osobami, które na nas czekały (chociaż  najczęściej tak sądzimy), ale ze zmian, jakie  zaszły podczas naszego pobytu za granicą, zarówno w nas, jak i w nich. - No pewnie, mam poczucie, że własny dziadek mnie nie poznaje, a z mojego pokoju zrobiono przechowywalnię kwiatów.


Skutkiem jest przeżywanie depresji, kompleksu niższości, niepewności, poczucie izolacji i wyalienowania. To chyba jeszcze tego nie odczułam... Tylko tak trochę mi smutno czasami.

Te informacje zostały zaczerpnięte ze strony :
http://powrotnik.gov.pl/powrotnik/poradnik_psychologiczny/co_oznacza_powrotny_szok_kulturowy 
Jeśli ktoś jest zainteresowany bardziej można sobie doczytać tam więcej informacji.

Znalazłam też dość ciekawą i praktyczną stronkę specjalnie przystosowaną dla Erasmusów dotyczącą szoku kulturowego i odwrotnego szoku kulturowego. Jestem niezmiernie szczęśliwa, że tam gdzie najpierw byłam w Finlandii - w Rovaniemi powiedziano nam o "szoku kulturowym" dokładnie objaśniono ze wszelkimi szczegółami na czym to polega i kiedy nadejdzie. Łatwiej zatem było to przetrwać mając świadomość, że to coś naturalnego co prawdopodobnie kiedyś minie i można sobie pomóc. O powrotnym szoku kulturowym dowiaduję się w momencie gdy go doświadczam i znieść to tak jest troszkę niemiło.

Niewiele osób spodziewa się zjawiska analogicznego do pierwotnej adaptacji kulturowej, które można nazwać odwrotnym szokiem kulturowym. Mało kto przygotowuje się na ten specyficzny stres spowodowany m.in. mentalnym idealizowaniem własnego domu (w czasie wyjazdu), zmieniającymi się pod twoją nieobecność realiami krajowymi, czy brakiem zrozumienia ze strony najbliższych.
Wszelkie rady jak sobie radzić i reszta do poczytania tu :
http://pl.erasm.us/poradnik-erasmusa/porada/162-Odwrotny_szok_kulturowy

Mam tylko nadzieję, że ta moja powtórna adaptacja się nie dokona, i że jak wrócę do Finlandii z powrotem to nie będę musiała się adaptować ponownie.

Niedawne wrażenia Fińskie

Żałuję, że nie spisywałam tych wszystkich zmian i spostrzeżeń bo obecnie chyba nie jestem już w stanie przywołać wszystkiego.

Mogę opisywać jedynie coś nowego co doświadczę i co mnie zszokuje.Postanowiłam to uczynić dzisiaj w skrócie.

- Finowie uznają czekoladę za coś ekstrawaganckiego i wyśmienitego - kupno czekoladowych cukierków to święto lasu.

- Finowie wrzucają fotki z Wigilii na Facebooka..... To już dla mnie jakaś paranoja, fotografować prezenty, rozpakowywanie prezentów i co kto dostał. 

Jak wyglądają Finki można zobaczyć tutaj na filmie, mniej więcej to taki typ urody .Mówi  ona też o Polsce  i różnicach. Można posłuchać tutaj : 


sobota, 25 grudnia 2010

Powrót do Polski = kolejny szok kulturowy

Tak mi się dobrze żyję w tej Finlandii, że nawet nie miałam czasu pospisywać tego wszystkiego co tam się działo. Ciężka to praca takie spisywanie. W dodatku rozwalił mi się komputer i większość moich wspomnień została przetrawiona... ach jaka szkoda. Nauczka z tego taka, że lenistwo trzeba przezwyciężać zawsze i fotki przegrywać w przynajmniej 3 różne miejsca.

Pocieszam się jednak tym, że parę fotek i filmików które wrzuciłam gdzieś w Internet mi zostało a resztę misiów polarnych, reniferów i tym podobnych mam w pamięci swojej lub gdzieś upchane.




Poza tym na Uniwerku w Finlandii każdy ma swoje konto i miejsce na serwerze i można tam zostawiać pewne rzeczy, dlatego to też wszystkie fotki które mi zostały włożyłam tam w razie zaginięcia i oczywiście zapomniałam je nagrać na cokolwiek by je zabrać do Polski, ale to nic jak wrócę to je wydobędę.

-Wróciłam do Polski na święta i odkryłam , że to co było dla mnie na samym początku fascynujące, nowe i tak super świetne na ten obecny moment nie stanowi dla mnie czegoś szczególnego. Co więcej nie zauważam, że owa rzecz jest już taka świetna, jest typowa normalna. Co więcej po powrocie do kraju zauważam różnice w Polsce i w polskim sposobie życia. Masakra jednym słowem, bo tak się odzwyczaiłam od pewnych zachowań tutaj, że teraz kiedy je spotykam lub doświadczam to przypominają mi się i następuje taka reakcja " No tak tak to już tu jest... to ciekawe, że o tym zapomniałam."

- Płynąc promem na którym było więcej Polaków niż Finów, i w dodatku więcej pracowników fizycznych i tirowców niż jakichś turystów (bo kto swoją drogą podróżują w taką pizgawicę do/z Finlandii jak tam -30C) natknęłam się polską elitę wykazującą maksimum dobrego wychowania i kultury. Panowie zaczęli rozmawiać w miejscu publicznym przy barze jak to podrywali jakie laski, jaka laska miała jakie balony i co z nimi robili. Ugh.. Zniesmaczenie me się powiększyło gdy oczywiście usłyszałam milion razy najpopularniejsze polskie przekleństwo... Chyba nie ma takiego państwa na świecie, w którym Polacy dokonali inwazji i rdzenni mieszkańcy tego państwa nie znaliby tego cudownego słowa. No cóż nie wiem czy to dobry obraz, pierwszy obraz mojego rodzinnego kraju po paru miesiącach niebytu tu.



- Mam problemy z językiem polskim. Spodziewałam się, że tak będzie po przyjeździe, przynajmniej parę dni na początku. Zawsze doświadczałam tego zjawiska po powrocie z moich podróży. Te jednak trwały 2, 3 tygodnie a nie miesiące i podczas nich rozmawiałam ciągle po polsku. W tym wypadku dość rzadko to występowało. Odwiedziłam zatem koleżanki pierwszego dnia po przyjeździe (ach , jak cudownie , że ktoś mnie w tym kraju jeszcze pamięta :D ), następnego poszłam się przejść po markecie tak bez celu dla zapoznania się i doszłam do wniosku, że jak ktoś za szybko mówi to ja tego nie rozumiem. Nie tyle co nie rozumiem ale mój mózg nie odbiera słowotoku, nie rozróżnia słów. Niedobrze. Nawet pisząc w tej chwili tego bloga musiałam użyć słownika aby przetłumaczyć sobie z języka angielskiego pewne słowo bo nie pamiętam jak najlepiej oddać można tego sens po polsku.

- Jeśli już pisałam o przekleństwach to Finowie mają jedno takie słowo, które nie wiem jak się piszę ale wymawia się mniej więcej jak nasze polskie "Chuj". Z tymże fińskie "hui" z fińskim akcentem nie do końca brzmi tak jak po polsku i oznacza tyle co "Oj". Moi mili znajomi Finowie,jak chcą mnie podenerwować wymawiają je po stokrotnie wiedząc, że dla mnie jest ono okrutne.

- Wszędzie pełno śniegu.... świat zawalony śniegiem i meega zaspy... Jak poszłam do miasta to w jedną nawet wpadłam bo si zagapiłam, i generalnie muszę wysiadać w zaspy.Moje fińskie buty oczywiście przyjmują każdą ilość soli al nie są przystosowane na takie zżeranie... W Finlandii się soli nie używa. Na ulicach jest lód i ewentualnie piasku trochę, a kierowcy mają opony z kolcami. Zresztą mój rower też ma kolce w oponie jednej co bym mogła śmigać po tych zlodowaciałych alejkach i powiem wam, że to o wiele bezpieczniejsze jeździć na tym rowerze niż chodzić.


- Mieszkam tam w gigantycznym mieszkaniu z gigantycznym pokojem i zawsze mi się wydawało, że mam dość duże mieszkanie. Przez pierwsze 3 dni miałam tu klaustrofobię i poczucie bycia w klatce. Co więcej za dużo tu kolorów, za dużo tu pierdół i ozdób.Wydaję mi się, że mam takie poczucie z takiego powodu, że tam nie mam aż tak kolorowo i nie jest tak to wszystko udekorowane. Rodzice też postawili chyba wszystkie kwiaty doniczkowe i wysokie na stojakach w moim pokoju co też spowodowało szok bo poczułam się jak w buszu... tam brakuje mi kwiatów w pokoju i w sumie mam jednego malutkiego wrzosa, ale inne kwiaty by tam nie przetrwały z powodu braku światła słonecznego. W urzędach, sklepach i wszelakich wnętrzach zazwyczaj stoją sztuczne kwiaty, które są też drogie nie wiadomo dlaczego.

- Narzekałam, że tam mam 10 minut do centrum miasta w Finlandii, a tutaj przez te korki żeby się gdziekolwiek dostać samochodem to jakieś 30 minut potrzeba, jednak raduje mnie słuchanie radia samochodowego w tym czasie. W Vaasie jak się nie ma samochodu to ciężka sprawa dostać się gdzieś dalej, można też rowerem zimą co zazwyczaj wszyscy robią i co latem jest zbawieniem. Tak więc studenci zazwyczaj ograniczają się do centrum i okolic.