niedziela, 15 kwietnia 2012

Oznaki mojego nieprzystosowania

Kiedy się przyzwyczaiło do innej kultury, innych reguł innych zasad życia, trudno jest powrócić do dawnych, tym bardziej jeśli te dawne nie są lepszymi z dwojga. 
Mam w sobie jeszcze kulturę fińską, i przebywając z ludźmi bądź czyniąc coś, doświadczając jakichś bodźców uświadamiam sobie, że to jest jednak inaczej. Zachowanie które ja prezentuje, bądź które ktoś inny reprezentuje często gęsto wywołuje u mnie poczucie zdumienia.


Podobno proces powrotnego przystosowania się do kraju to 7 miesięcy. No i cóż trochę tu jestem i dopóki nie spotykam się z ludźmi to jest dobrze, nie widać różnicy. Życie spokojnie płynie. Kiedy spotykam się z ludźmi i robię mniej więcej to samo co robiłam przed wyjazdem, ku mojemu zdziwieniu moje reakcje są inne.


Dzięki bogu jeszcze są obcokrajowcy z którymi póki co, czuje się mentalnie związana bo oni też czują się  tak trochę wyobcowani jak to za granicą.



Parę spostrzeżeń z ostatnich czasów :



1. Stałam się bardziej zdystansowana do ludzi i nie odkrywam się tak od razu, nie mówię kim jestem i co robię. Nie posiadam potrzeby chwalenia się. Ale prawdy ukryć też nie potrafię. Jednym słowem jestem bardziej szczera niż byłam przedtem. 


2. Nie jestem asertywna. Zawsze mnie zastanawiało dlaczego Finowie nie potrafią odmawiać wprost, tylko zazwyczaj w domyśle. Zawsze mnie to denerwowało. Oczywiście wszystko zależy od człowieka bo jeden mniej drugi bardziej dostosowywał się do tego co robi większość, tak jakby rezygnując z samego siebie, nawet jeśli czasami im to nie odpowiadało. Finowie wychodzili z założenia, że lepiej nie wywoływać konfliktów i unikać problemów.
I tak jak mój brat zauważył, zawsze jak wracam z Finlandii to jestem na początku w dość dziwny sposób miła, a potem pod względem naturalnych procesów socjalizacyjnych dopasowuje się po troszku do otoczenia. I tak na początku byłam mega miła i serdeczna i nie odmawiająca niczego i nikomu. Ale chyba u nas taka postawa nie ma bytu niestety... jeśli chodzi o kontakt z niektórymi osobami.


3. Moja strefa osobista i intymna się zwiększyła. W komunikacji niewerbalnej strefa intymna zazwyczaj wynosi 0,5 m a osobista do 1,2.  Finowie mają większą potrzebę dystansu. A ja teraz jakoś mam takie poczucie, że obcy ludzie nie powinni mnie osaczać na mniej niż 1 metr, i chodzi tutaj bardziej o tłumy niż jedną osobę. Jakoś wcześniej mi to nie przeszkadzało. W Polsce chodziłam na imprezy gniotłam się pomiędzy ludźmi i tańczyłam rozpychając się umiejętnie łokciami. Teraz gdy poszłam ze znajomymi na imprezę, wytrzymałam w takiej sytuacji może 5 minut. Po chwili po prostu zaczynałam czuć narastającą irytację tego że ludzie tego nie wyczuwają, że powinni się ode mnie troszkę oddalić a nie przytulać się, przepychać a nie daj boże dotykać czy odpychać. W Finlandii ludzie instynktownie tworzą więcej przestrzeni wokół siebie, kiedy się jest w sklepie czy stoi w kolejce, sami się odsuwają na większą odległość nie wymagając ustnej prośby.  W Polsce to nie działa. To ciekawe jest, że stojąc przykładowo w Helsinkach na bazarze oglądając jakieś rzeczy pewna Rosjanka ( o strefach i zachowaniu zbliżonym do naszego słowiańskiego stylu) przeszła tak blisko mnie i Fina, że on zaniepokojony zwrócił na to uwagę pytając się mnie dlaczego ona tak blisko nas przeszła, aż prawie dotknęła, żeby dokonać zakupu. Mi to oczywiście nie zrobiło różnicy wtedy bo byłam do tego przyzwyczajona, więc tym bardziej jestem zdumiona, że nagle teraz mi to przeszkadza. Być może, taka sytuacja powtarza się dość często, bądź trwa zbyt długo.


4, Unikanie kontaktu wzrokowego, typowe dla Finów, nietypowe dla mnie. Nie wiem czemu ale tyczy się to głównie mężczyzn z którymi rozmawiam. Zauważyłam, że jak rozmawiam z którymś to patrzę się wszędzie indziej a nie w oczy. Chociaż wskazane jest aby spoglądać na człowieka co jakiś czas, to wykonuje to chyba tylko mechanicznie wiedząc, że tak powinnam robić, bardziej jak robot, niż że to wypływa naturalnie.


5. Z drugiej strony takie przeciwieństwo, gdzie w Finlandii każdą płeć traktuje się na równi ma się zarówno kolegów i koleżanki i z tym i z tym można iść na piwo na kawę do kina. U nas wyjście z facetem to prawie randka. Niewielu jest mężczyzn którzy się przyjaźnią z kobietami a jeśli chodzi o rozmowę to raczej kobiecie nie wypada się narzucać. No i cóż ? Ja robię całkiem odwrotnie wraz z moimi fińskimi przyzwyczajeniami.Ciekawe ile czasu potrzeba mi jeszcze na powrotne przestawienie się.


6. Niektórzy ludzie tutaj nie wierzą w siebie. To mnie strasznie oburzyło. Jak to możliwie, że ludzie w Polsce, niektórzy Polacy mają tak niskie zdanie o sobie. Wielu uważa się za nic nie wartych robotników, wykorzystywanych i tępionych i raczej wynika to z ich własnego mentalnego nastawienia niż z właściwej rzeczywistości. Spotkałam dziewczynę, która nawet powiedziała, że jak bywa za granicą to wstydzi się mówić, że jest polką. A przecież my tacy źli nie jesteśmy , biedni już też nie :)


7. W Finlandii ludzie mają dumę. W Polsce martwią się o pieniądze. Tego też nie mogę zrozumieć. Gdzie się nie spojrzy to tam pieniądze, pieniądze, pieniądze.... więcej zarabiać, kupować mniej, iść do sklepu x nie y bo tam coś jest za 3 złote mniej i to jest straaasznie opłacalne. Ludzie są oszczędni do przesady i myślą raczej o tym jak się wzbogacić, niż o tym, ze pieniądze są tylko środkiem a nie celem samym w sobie. Myślę, że we mnie pozostało jeszcze trochę takiej dumy, raczej myślę o tym jak sobie dogodzić, i czy mi jest dobrze a nie czy mam wystarczająco dużo na koncie.Ta fińska duma, też może wynikać z tego, że Finom nigdy tych pieniędzy nie brakuje, bo jak nawet nie zarabiają to mają pieniądze na życie z funduszu socjalnego. Płacą wysokie podatki za wszystko ale kiedy znajdują się w złej sytuacji państwo im zawsze pomoże. Dlatego też nie ma tam biednych finów, czy bezdomnych, bo każdy na życie ma. Żyją oni bardziej w stylu "carpe diem" , my żyjemy bardziej w stylu "ojej ojej... jutro nie będzie co jeść, ojej coś oszczędzić, schować, zainwestować, bo nie będzie na przyszłość" Póki co moje życie w stylu "Carpe diem" jakoś wychodzi tu i staram się cieszyć każdym przeżytym dniem, cieszyć się z kwiatów rozkwitających za rogiem , ptaków śpiewających za oknem i słońca świecącego (bo ludzie nie zdają sobie sprawy z istoty rzeczy, dopóki jej nie zabraknie, a w Finlandii słońca jest niewiele).


8. Mężczyźni stawiają....przynajmniej drinka. No tak odzwyczaiłam się od tego, w Finlandii każdy sam sobie wszędzie. 


9. Słowo "Kurwa" irytowało mnie straszliwie na początku, (nie słyszałam tego w ogóle) teraz trochę już mniej, ale nadal "zajebiście", "pojebało" i inne typu takie mnie jeszcze szokują.


10. Brak życzliwości... Nie to że jej nie ma, ale nie wszyscy potrafią być tak życzliwi jak Finowie zdają się być. Dawniej określiłabym fiński poziom życzliwości jako "miły aż do zwymiotowania". Po jakimś czasie stał się normą dla mnie, a teraz mi tego brakuje czasami.
11. Ludzie myślą, że jak się mieszka w zimnym kraju to jest się odpornym na zimno. A to jest dokładnie odwrotnie, jest się wychłodzonym. I tak ja nie odczuwam ciepła, niektórzy przy lekkim cieple są w stanie rozebrać się jak do lata, a ja nadal pomykam w kozakach.


12.Problemy z językiem polskim. Niby nie uświadomione, ale czasem nawet jak chce coś powiedzieć, to mi przychodzi do głowy po angielsku, a po polsku przyjść nie chce, a potem to już pobite gary. Albo mam pytanie i je układam po angielsku, a potem uświadamiam sobie, że powinnam je zadać po polsku. Czasem też zdarza mi się coś powiedzieć i jestem przekonana, że to to coś co miałam na myśli a okazuje się być czymś zupełnie innym.


13. Życie w zieleni wyostrza zmysły (Finlandia to kraj lasów i jezior) i tak rzeczywiście teraz tutaj doznaję bodźce ze świata zewnętrznego intensywniej.


14. Polski nauczyciel ucząc pokazuje co sam umie,(aby się popisać swoją wiedzą) fiński  nauczyciel stara się pokazać, że ty dużo umiesz pomimo że nie umiesz, i jak skończy się polska lekcja to masz świadomość, że musisz w domu przysiąść i jeszcze raz wszystko sam przerobić, jak kończy się fińska lekcja to wychodzisz nauczony.


15. Siedząc na kursie w sali otwartym oknem i słysząc nieustające ryki samochodów przypomniało mi się miasteczko Rovaniemi (przy kole podbiegunowym) w Finlandii, w którym nauczyciel na pierwszych zajęciach otworzył okno i stwierdził " Posłuchajcie, co słyszycie ? Nic ? A właśnie to jest piękno tego miejsca, nic nie słychać poza szumem sosen." I tak jak siedziałam na tych zajęciach i słuchałam tych ryków zza okna uświadomiłam sobie, że czasy bezwzględnej ciszy i spokoju ducha przeminęły.


16. Polskie słońce czuć na skórze, czuć ciepło tak jakby przykryto mnie jakąś folią, fińskie słońce grzeje, ale nie czuć go praktycznie na skórze, nie ma poczucia spocenia. Zresztą trudno to określić słowami. Finlandia znajduje się bliżej dziury ozonowej, skóra jest pod większym zagrożeniem. I tu nie chodzi o opalenie się, bo to jest możliwe także, ale raczej o spalenie skóry. Być może fizycznie tego nie czuć, ale latem w Finlandii ludzie raczej unikają słońca, niż tak jak my wystawiamy się na każdy promień by mieć lepszą opaleniznę. Oczywiście bez przesady nikt nie chodzi w kożuchach czy innych by się ukryć przed słońcem. Myślę, że skóra Finów nie jest przystosowana do nadmiernego nasłonecznienia i jest bardziej podatna na zniszczenie ze względów chociażby bliskości dziury ozonowej.


17. Warunki pracy Finowie mają rewelacyjne. Otrzymują wszystko od zakładu pracy i to tak, że nie potrzebują martwić się o robienie zapasów czy zakupów czy innych spraw.  W ogóle Skandynawia jest nastawiona na człowieka bardziej, a my na zysk. I zawsze myślałam, że to jest takie cudowne. Pracownik dostaje wszystkie urządzenia biurowe i przydatne do pracy typu telefon, Internet do domu, a i posiłki są sponsorowane.Ogólnie dogadza się bardzo ludziom. Ale teraz myślę sobie, że to wynika ze specyfiki warunków klimatycznych i trudności życia tam.  Bo...

Kiedy zaczynałam się uczyć żyć tam to oczywiście powielałam wzorce moich rodziców, czyli chodziłam na zakupy raz w tygodniu, kupowałam dużo jedzenia mroziłam bądź przygotowywałam by potem w ciągu tygodnia móc z łatwością coś przygotować czy zjeść. Ten system jednak nie działał, bo fińskie jedzenie jest inne. Jest bardziej ekologiczne i świeże, nie pasteryzowane i nie tak chemiczne jak nasze. Nie można przechowywać większości produktów dłużej niż 2 dni, nawet w lodówce. A ja z racji stylu mojego życia tam nie byłam w stanie chodzić co 2 dzień do sklepu i robić zakupy  by potem to przygotowywać. Po prostu nie było czasu na to aż tyle. Dlatego też (co mnie wcześniej dziwiło a teraz zaczynam rozumieć) w sklepach jest większość produktów gotowych. Wystarczy kupić kawałki mięsa pocięte w jakimś sosie doprawione i już gotowe tylko wrzucić na patelnie.I w większości sklepów przeważa takie jedzenie. Kupienie mięsa na wagę to nawet w Helsinkach było możliwe po głębszych poszukiwaniach odpowiedniego sklepu.

Kiedy odwiedzili mnie rodzice po jakimś pół roku mojego bytowania tam, przywieźli mi cały samochód zapakowany w polskie jedzenie. A przynajmniej w polskie mleko. Znajomi Finowie dziwili się skąd my takie mleko mamy, które pół roku ma datę przydatności. I chociażbym nie wiem jak bardzo się starała szukała i jak bardzo mi pomagali znaleźć fińskie pasteryzowane mleko UHT, nie znalazłam takiego co by miało datę przydatności większą niż 3 dni, pomimo że UHT dało się znaleźć.A i smak też był inny. I tak stało sobie to polskie mleko u mnie kolejne pół roku i się nadawało do picia przez cały ten czas.

I tak mnie teraz oświeciło, sprawa jedzenia jest bardzo trudna w Finlandii, trudne warunki, nie ma pól, zbóż i upraw, większość jest sprowadzana ze Szwecji lub Estonii lub innych krajów. A czym wyżej na północ tym to jedzenie jest trudniej dostępne, i droższe z racji transportu. Większość jest przygotowywana na gotowe a to oznacza też pewien brak smaku. Dlatego też w pracy umila się ludziom życie i funduje się im jedzenie w takich stołówkach. Ja też się zawsze stołowałam w nich podczas studiów i szczerze powiedziawszy jedzenie tam mi bardziej smakowało niż to kupione i przygotowane ze sklepu. Nie wspominając, że cena posiłku ze stołówki była polska (jakieś 2-3 euro) a ilość - bierz ile chcesz, czyli tak zwany szwedzki stół,  a cena ze sklepu była kosmiczna, bo za mały kawałek mięsa w sklepie się płaciło 4-5 euro.


 W razie innych spostrzeżeń ciąg dalszy nastąpi...