czwartek, 19 lipca 2012

Komunikacja w stylu brytyjskim

1. Wiele rzeczy jest opisane słowami. Znaki drogowe, ostrzeżenia, zasady. To co mam na myśli najlepiej chyba zobrazują foty. Po co się głowić zapamiętywaniem znaczeń, znaków regułek i sposobów zachowania, skoro można przeczytać. My się ich uczymy i jak wynika z życia rzadko kiedy umiemy zastosować.




To było jak jechałam jeszcze z lotniska z Liverpoolu, Peak District się nazywa to miejsce, bardzo ładny park narodowy. No ale REDUCE SPEED NOW, broń boże później...




Look left, ale może najpierw look down, żeby to przeczytać :) A jak się uważnie przyjrzeć , to po drugiej stronie pasów jest Look right :D




No właśnie... Co autor miał na myśli ?  Taxi Only ? Zbyt oczywiste by było tak oczywiste ?




Można by się pokusić o teorię, że Brytjczycy po prostu lubią słowo " only"  Bishop wyróżniony. Jednego dnia kupię farbę  i na taki miejscu parkingowym napisze " Polish only"  czy cuś....


 Jeśli już mówimy o parkingach.... Dość ciekawe podejście do tych przesłodkich istotek na naszej ziemi... 
Dogu mój drogi jesteś spragniony ? To Nie Sprite, ale WODA przy własnym parkingu ugasi Twoje pragnienie !


I kontynuując wątek zwierząt, moją uwagę przykuł napis na klatce w zwierzyńcu. Najbardziej punkt 7. Kurczę, że to przeczytałam a byłam o włos od tego by spróbować tego jedzenia...
Jako ciekawostkę mogę dodać, że względy higieny i czystości są trochę inaczej traktowane niż u nas. Przy powiedzmy co 3 zagrodzie, był kranik z mydełkiem i prośbą : Głaskałeś zwierzę ? Proszę umyje ręce :)


To znalazłam w dzisiejszym autobusie. Z powodu szybkości nie wyszło za wyraźnie dlatego napisze tu : Please respect other passengers do not place your feet on these seats. To chyba dotyczy tylko tych nad którymi to wisiało, na inne można się rozkładać... hmmm...



No to tyle z ciekawostek informacyjnych, jak znajdę więcej to dodam.


2. Sposób rozmowy.  


Mam wrażenie, że Brytyjczycy mają zupełnie inne wyczucie jeśli chodzi o rozmowę. Z mojej perspektywy wygląda to tak jakby sobie przerywali nawzajem i rozmawiali o zupełnie dwóch niepowiązanych światach. Inaczej wyglądają te rozmowy między obcokrajowcami a inaczej miedzy obcokrajowcami a anglikami. Wygląda to mniej więcej tak. Powiedzmy siedzi sobie grupka osób przy stole i jedna osoba zaczyna mówić o książkach, obcokrajowcy ( w rozumieniu wszyscy my-nie anglicy) kontynuują rozmowę o książkach, być może przechodzą na wątek filmu nakręconego do książki, bądź do samych bohaterów aktorów, itp itd. Niemniej jednak wszystko ma ze sobą powiązanie. W brytyjskim wydaniu zaczynam mieć odczucie, że wygląda to mniej więcej tak. Jedna osoba mówi o książkach , Brytyjczyk zaczyna o efekcie cieplarnianym, trzecia osoba nie wie co o tym ma powiedzieć więc mówi o tym jak jej roślinka się połamała i o jejeje. Obcokrajowiec (nie anglik) znajdując się w takiej sytuacji jeszcze ma wyczucie, że pomimo że zostało mu przemówienie przerwane stara się wrócić, i kontynuuje o książkach, nagle ktoś zaczyna o chorym kotku, obcokrajowiec wraca do książek... I tak w kółko panie pierdółko.Pocieszne to :) Jednak muszę się bliżej przyjrzeć temu zjawisku. 


Poza tym, mam wrażenie że brytyjski angielski brzmi nieco pretensjonalnie, to tak jakby wczuć się w osobę, która nie zna języka i posłuchać samej tonacji, wydźwięku to można by wywnioskować, że ta osoba ciągle narzeka albo się usprawiedliwia albo oczekuje wsparcia mentalnego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz